Iga Świątek przyznała, że pokonując Jessikę Pegulę w ćwierćfinale US Open rozegrała najlepszy mecz spośród swoich wszystkich występów w nowojorskim turnieju. - Wreszcie coś kliknęło - przyznała liderka światowego rankingu, która o udział w finale będzie walczyć z Jaryną Sabalenką.
- To był szalony mecz. Jak wyglądał on z twojej perspektywy?
- Na pewno w pierwszym secie wykorzystałam swoje niektóre szanse i przełamałam rywalkę. Czułam wysoki poziom intensywności gry na początku seta i pod jego koniec. Cieszę się, że potrafiłam wymóc na przeciwniczce popełnianie błędów po dłuższych akcjach. To dało mi dużo pewności siebie. Natomiast w drugim secie było wiele momentów, kiedy każdy punkt miał znaczenie. Trzeba przyznać, że w niektórych sytuacjach miałam szczęście, jak net, czy kiedy piłka w tie breaku spadła prosto na linii i zaskoczyła nas obie. Cieszę się, że byłam solidna. Mimo że nie zdołałam zakończyć tego meczu wcześniej niż w tie breaku, to do końca utrzymałam koncentrację. Trzeba podkreślić, że Jessica zagrała bardzo dobrego seta. Generalnie poziom meczu był wysoki.
- Nie wygrałaś aż pięciu gemów przy swoim serwisie. Mimo tego to był twój najlepszy mecz na tym turnieju?
- Bez wątpienia był to mój najlepszy mecz nie tylko w tegorocznym US Open, ale generalnie w całej historii moich występów na tym turnieju. Jeśli chodzi o serwis, to jest pewna różnica w porównaniu do męskiego tenisa, gdzie przełamanie decyduje o wygraniu seta. Dla mnie nie ma to większego znaczenia, bo potrafię zrobić dużo również z głębi kortu. Skutecznie returnuję, wywieram presję i często przełamuję rywalki. Oczywiście mam nadzieję, że będę wygrywała gemy przy swoim serwisie, ale mam również dużo innych narzędzi.
- Czy masz wrażenie, że grasz z meczu na mecz coraz lepiej? - Czuję, że dziś wreszcie to coś mi kliknęło. Miałam wrażenie, że lepiej wykorzystuję swoją intuicję. Nie musiałam się forsować, aby coś wymyślać - przychodziło to mi bardziej naturalnie. Byłam w stanie lepiej skupić się na podstawowych rzeczach, co było dobre, bo nie miałam w głowie tysiąca rzeczy do poprawy. Grałam po prostu trochę lepiej. Nie mogę powiedzieć, że wygrałam dzięki jakiemuś jednemu, specyficznemu czynnikowi. Zrobiłam to, co chciałam zrobić od początku turnieju. Cieszę się też, że do końca utrzymałam koncentrację.
Iga Świątek w półfinale US Open! Horror w końcówce, Jessica Pegula pokonana po wojnie nerwów!
Zobacz zdjęcia z historycznego meczu Agnieszki Radwańskiej z Igą Świątek! Kliknij w galerię poniżej:
- Zmiana rakiety i naciągu...
- Od początku turnieju, kiedy czułam, że piłki mi uciekają starałam się korygować to sama - ustawieniem na korcie, czasem uderzeniem piłki. Ale dziś czułam, że potrzebuję dodatkowego wsparcia w postaci zmiany rakiety. Jess jest tak trudną przeciwniczką, że wiedziałam, że w tym momencie nie mogłam sobie pozwolić na stratę dwóch kolejnych punktów. Postanowiłam zmienić rakietę natychmiast i nie czekać do czasu, kiedy zwykle następuje wymiana piłek. Myślę, że to mi pomogło. Pomogły mi też warunki, bo było chłodniej i piłki tak nie latały.
- Jeżeli awansujesz do finału, to przylecą na ten mecz twoi rodzice?
- Właściwie powinnam o to zapytać, bo nie rozmawialiśmy o tym. Przyzwyczaiłam się, że moim największym wsparciem na wyjazdach jest mój zespół. Fajnie by było, jakby mój tata przyleciał na finał, ale na razie nie chcę o tym myśleć, ponieważ mam do rozegrania jeszcze półfinał i to jest dla mnie najważniejsze. Staram się myśleć o tym co się wydarzy z meczu na mecz. Jesteśmy jednak cały czas w kontakcie i mam ogromne wsparcie. Wiem, że w Polsce zarywają noce kiedy są moje mecze.