Wczoraj polscy debliści w walce o ćwierćfinał Australian Open wręcz zmietli z kortu solidną rumuńską parę Andrei Pavel - Horia Tecau. Wygrali 6:2, 6:2.
- To był wspaniały mecz, wszystko nam wychodziło - opowiada Matkowski. - Ale trudno się dziwić, skoro mieliśmy taki fantastyczny doping.
Na mecze Polaków w Melbourne przychodzi duża grupa Polonii australijskiej. - Przed jednym ze spotkań odśpiewali nawet Mazurka Dąbrowskiego - wspomina "Frytka". - Są wspaniali i dodają nam skrzydeł.
Dziś Marcin i Mariusz mają dzień wolny i czekają na kolejnych rywali. W walce o półfinał Polacy zmierzą się albo z parą australijską (Carsten Ball, Chris Guccione), albo... polsko-austriacką (Łukasz Kubot, Oliver Marach).
- Wolelibyśmy grać z Łukaszem i Marachem - nie ukrywa Marcin. - Po pierwsze nie mielibyśmy przeciwko sobie australijskich kibiców, a po drugie o wiele więcej wiemy o nich niż o tych Australijczykach. No, a przede wszystkim wtedy by była gwarancja, że co najmniej jeden Polak na pewno będzie w półfinale. Chociaż wolałbym, żeby to było dwóch Polaków!
Ćwierćfinał Australian Open to najlepszy wynik "Matki" i "Frytki" w turniejach wielkoszlemowych poza Australian Open 2006, gdzie dotarli do półfinału. Ale wcale nie są zadowoleni.
- Osiągnęliśmy dopiero nasz cel minimum, teraz zaczyna się poważne granie - mówią wprost nasi "eksportowi" debliści, którzy w Melbourne zarobili już po 62 tysiące złotych.