- Zagraniczne media mówią o was "Polish Power" (Polska Siła). Ale ostatnio chyba bardziej pasuje "Lack of Power" (Brak Energii)...
Mariusz Fyrstenberg: - To zdecydowanie nasz najgorszy sezon od dawna, chyba nawet w całej karierze. Zaczął się pechowo, od kilku nieszczęśliwych porażek po tiebreakach w trzecich setach. Potem szczęście nie chciało do nas wrócić. Cały czas nam nie szło, przegrywaliśmy w pierwszych czy w drugich rundach i siadała nam pewność siebie. Mieliśmy nadzieję, że tutaj będzie w końcu lepiej i się odbudujemy. Niestety, nie byliśmy już rozstawieni, bo mocno spadliśmy w rankingu (na 20. miejsce - red.). Losowanie mieliśmy ciężkie, dwa dobre mecze udało się zagrać i wygrać, ale w końcu mocni rywale nas wyeliminowali.
Jerzy Janowicz: To był jeden wielki dramat
- W tym sezonie znów robiliście sobie przerwy we wspólnym graniu. Obaj występowaliście z innymi partnerami. Jak małżeństwo, które ma kryzys i musi od siebie odpocząć?
- To było spowodowane też tym, że ranking nam obu mocno spadł i nie łapaliśmy się do turniejów. Dlatego kombinowaliśmy i dobieraliśmy się w pary z wyżej notowanymi graczami. Ale na pewno było też tak jak mówisz, jak w przeżywającym ciężki okres małżeństwie. Chcieliśmy od siebie odpocząć, złapać świeżość i wrócić do siebie na US Open. Liczyliśmy na to, że znowu nam się uda tutaj odnieść duży sukces (finał w 2011 roku, red.). Naszym celem był minimum ćwierćfinał. Wyszło średnio, ale zamierzamy dalej być razem. Przynajmniej teraz znów się wspieraliśmy, czego ostatnio często brakowało. Ta przerwa zatem jakoś zadziałała pozytywnie.
- Na występ w kończącym sezon Turnieju Masters (8 najlepszych par) szans już teraz nie macie. Jakie plany do końca roku? Wspólne występy czy znów przerwa i odpoczynek od siebie?
- Teraz pogramy razem. Najpierw spróbujemy powalczyć na turniejach w Chinach. Zdobyte na US Open za III rundę punkty (180, red.) trochę nam pomogą.
- To nie będzie polski US Open. Przed wami szybko odpadli Agnieszka Radwańska i Jerzy Janowicz. Czemu Polakom tak kiepsko się gra w tym Nowym Jorku?
- Myślę, że Agnieszka po prostu nie zdążyła się tutaj rozkręcić. Ostatnio była w świetnej formie, ale grała coraz lepiej w kolejnych fazach turniejów, z meczu na mecz, tak jak w Montrealu, gdzie we wspaniałym stylu wygrała. Tu chyba zabrakło jej trochę ogrania. Myślę, że gdyby przebrnęła tę rundę (porażka 3:6, 4:6 z Chinką Peng, red.), to byłoby zdecydowanie lepiej. Szkoda, bo jej dyspozycja była naprawdę bardzo wysoka, zresztą dalej jest. A Jurek Janowicz też się odbudował, co bardzo cieszy. Teraz przegrał i odpadł, ale forma wróciła i wkrótce pewnie będziemy się cieszyć z jego zwycięstw.
KLIKNIJ: Polub Gwizdek24.pl na Facebooku i bądź na bieżąco!
ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail