Jerzy Janowicz 10 lat temu wygrał turniej w Poznaniu, rok wcześniej był finalistą. Zaraz po występie w stolicy Wielkopolski jego kariera mocno ruszyła do przodu. Polak dotarł do półfinału Wimbledonu oraz finału turnieju Masters 1000 w Paryżu. Przez ostatnie kilka lat tenisista zmaga się z kontuzjami, przez które nie jest w stanie grać na najwyższym poziomie. W tym roku rozegrał zaledwie jeden mecz. Na zawody w Poznaniu Janowicz otrzymał "dziką kartę" od organizatorów, którzy uważają jego występy jako wielkie show. - Jest taki dobry zwyczaj, że gdy zwycięzca z poprzednich lat zgłasza się po "dziką kartę", to zwykle ją dostaje. My natomiast chętnie to zrobiliśmy i niezależnie od wszelkich okoliczności wiemy, że to będzie atrakcja dla kibiców. Bo występy Janowicza to często wielki show - powiedział Krzysztof Jordan - dyrektor turnieju.
Turniej w Poznaniu wraca do terminów sprzed dwóch lat, czyli będzie odbywał się na przełomie maja i czerwca. - Bardzo długo walczyliśmy o utrzymanie czerwcowego terminu imprezy, bowiem wielu organizatorów też o to zabiega. To przekłada się między innymi na frekwencję na widowni, bowiem w lipcu wiele osób wyjeżdża na wakacje. Co ważne, łatwiej jest też pozyskać zawodników z czołówki. Mamy na liście trzech tenisistów z pierwszej setki rankingu ATP, a dwóch kolejnych zajmuje miejsca tuż za nią. Tak mocnej obsady dawno nie mieliśmy - podsumował Jordan. Oprócz Janowicza w Poznaniu zagrają: Francuz Arthur Rinderknech, zajmujący 65. miejsce w rankingu ATP, Benoit Paire (67), Szwajcar Henri Laaksonen (95) i Litwin Ricardas Berankis (101). Pula nagród to 68 tysięcy euro.