Iga Świątek znów zachwyciła świat, wygrywając US Open. Polska liderka rankingu jest najmłodszą tenisistką od 2008 r. z trzema wielkoszlemowymi triumfami na koncie. W notowaniu WTA prowadzi z ogromną przewagą i ponad 10 tysiącami punktów na koncie. Ostatnio takim dorobkiem mogła się pochwalić słynna Serena Williams w 2013 r. O triumfie Igi Świątek w US Open "Super Express" rozmawiał z Tomaszem Świątkiem, ojcem naszej tenisistki, byłym wioślarzem i uczestnikiem igrzysk Seul 1988.
"Super Express": - Czy po słabszych występach Igi w Toronto i Cincinnati był pan spokojny o jej formę w US Open? Nawet w jej wypowiedziach dało się wtedy wyczuć dużą niepewność...
Tomasz Świątek: Nie będę tutaj czarował, że byłem spokojny. Nie liczyłem na to, że Iga wygra ten turniej. Był moment, ale już w trakcie US Open, w którym pojawiły się symptomy, że forma Igi idzie w górę, a jej mecze coraz lepiej wyglądały. Ale z Niemką Niemeier czy z Jessicą Pegulą to były ciężkie mecze, a też powiem szczerze, że obawiałem się, jak by się znowu potoczył ewentualny mecz Igi z Caroline Garcią (Świątek przegrała z nią niedawno w Warszawie, red.). Potem Ons Jabeur zagrała perfekcyjnie w półfinale z Garcią, więc bałem się, że Tunezyjka może okazać się za mocna dla Igi, to druga najlepsza tenisistka na świecie. Życie napisało na szczęście zupełnie inny scenariusz. A właściwie to Iga napisała, pokazując determinację w tym turnieju i świetnie grając w finale z Ons.
- Iga w kolejnym finale i to przeciwko dużo bardziej doświadczonej rywalce zagrała jak rutyniara, prezentując znów dużo wyższy poziom niż w poprzednich spotkaniach. To wynika z jej wrodzonych cech charakteru, czy jednak to umiejętność, której się nauczyła?
- Trudno jednoznacznie to ocenić. Wydaje mi się, że to wynika z jej ogromnej ambicji i chęci wygrywania. W momencie kiedy gra już w finale, jest maksymalnie zdeterminowana, żeby ten cały turniejowy wysiłek nie poszedł na marne i żeby zakończyć go zwycięstwem.
- Chęci to jedno, ale zawodniczki w finale często paraliżuje stres. Igi ten problem zupełnie nie dotyczy...
- Faktycznie tak jest, że Iga w tych najtrudniejszych mentalnie momentach turnieju robi krok do przodu, gdy niektóre zawodniczki robią krok do tyłu. Ten finał z Ons Jabeur był w mojej ocenie najlepszym jej występem w US Open. To był znów ten poziom, który prezentowała od stycznia do czerwca.
Iga Świątek kupiła nowe mieszkanie! Jej ojciec zdradził nam szczegóły [WYWIAD TYLKO U NAS]
- Które zwycięstwo Igi bardziej smakuje? To w Paryżu, gdy udźwignęła ogromną presję murowanej faworytki, czy to teraz w Nowym Jorku odniesione po tym, gdy wielu ekspertów po kilku słabszych występach już ją skreśliło?
- Tutaj od razu sprostowałbym słowo "eksperci". Uważam, że niestety w Polsce dużo dziennikarzy czy kibiców nie potrafi pewnych rzeczy właściwie oceniać. Życie zawodowe, osobiste i tak samo sportowe nie jest prostą wznoszącą się. Zawsze są wzloty i upadki. Forma Igi przez pół roku była tak wysoka, że trzeba było się liczyć z tym, że musi przyjść lekki spadek, bo zawsze tak się dzieje, to naturalne w każdym sporcie, a zwłaszcza w całorocznym tenisie. Iga miała uwagi do piłek, którymi rozgrywane były w Ameryce turnieje dla kobiet. Dla pewnego usprawiedliwienia dodam, że my tych piłek nawet nie możemy kupić w Polsce, żeby nimi potrenować, bo po prostu ich tu nie ma w sprzedaży.
- Triumf w US Open, przed amerykańską publicznością, otwiera zawsze nowe marketingowe możliwości. Iga oczywiście w USA była już znana, ale teraz również na tym rynku stała się wielką gwiazdą. Planujecie to wykorzystać?
- To jest moment, który trzeba właściwie wykorzystać. Trzeba jednak pamiętać o tym, że każdy kontrakt reklamowy to nie tylko korzyści, ale też dużo zobowiązań, które wymagają czasu. W moim odczuciu jest wciąż pole do zagospodarowania, ale trzeba to robić rozsądnie, bo kiedy za dużo tego czasu byłoby spędzane w przestrzeni biznesowej, to może się to przełożyć na słabsze wyniki. Potrzebna jest tu równowaga.