Iga Świątek po zwycięstwie w turnieju WTA 1000 w Madrycie udała się do Rzymu, gdzie powalczy o triumf tej samej rangi. W przeszłości już dwukrotnie wygrywała w stolicy Włoch i w tym roku ponownie jest główną faworytką. Jako światowa "jedynka" nie musi bać się żadnej rywalki, ale z pewnością niektóre budzą większy niepokój kibiców. Do tego grona można zaliczyć m.in. wielkie gwiazdy powracające po problemach, takie jak Simona Halep, Emma Raducanu czy Caroline Wozniacki. Każda z nich nie ma obecnie zagwarantowanego miejsca w tak prestiżowym turnieju, jak ten w Rzymie, ale często korzystają z tzw. "dzikich kart". Niestety, włoscy organizatorzy postanowili pominąć je wszystkie, aby docenić swoje tenisistki.
Iga Świątek straciła wielkie rywalki już przed turniejem w Rzymie
119. w rankingu WTA Wozniacki, 212. Raducanu i 1149. Halep mogły liczyć na uznanie ze względu na osiągnięcia z przeszłości, ale w Rzymie nie zagrają. Władze tego turnieju przyznały "dzikie karty" ośmiu Włoszkom. Otrzymały je: Nuria Brancaccio (292. WTA), Federica Di Sarra (530.), Sara Errani (93.), Vittoria Paganetti (818.), Giorgia Pedone (270.), Lisa Pigato (318.), Lucrezia Stefanini (179.) oraz Martina Trevisan (87.). Taka decyzja natychmiast odbiła się szerokim echem, a wielu kibiców nie kryło swojej wściekłości.
Burza przed występem Świątek w Rzymie
"Jako Włoch wstydzę się takiego prowincjonalizmu" - pisali nawet w internecie niektórzy Włosi. Temu kibicowi wtórował dziennikarz tenisowy Jeff Donaldson. "Rozumiem, że ciao bella, Viva Italia, wspieranie swoich, ale to trochę szaleństwo w przypadku głównej drabinki turnieju rangi WTA 1000" - napisał na platformie X. Byli też jednak ci, którzy chwalili organizatorów. "Włosi rozdali dzikie karty 'swoim'. Duże nazwiska jak Raducanu czy Wozniacki opuszczą więc Rzym. Z punktu widzenia atmosfery na trybunach i budowania rankingu, doświadczenia - świetna decyzja" - komentował Hubert Błaszczyk. "To mądre, że wspierają swoich" - można przeczytać w social mediach.