Przed rozpoczęciem wyścigu w RPA grupa kolarzy postanowiła wybrać się na delikatny trening i przejażdżkę tuż przy oceanie. Początkowo nic nie wskazywało na to, że za chwilę spotka ich z jednej strony komiczna, a z drugiej nieco straszna sytuacja. Ni stąd ni zowąd na ulicy pojawił się bowiem struś, który zaczął gonić zdziwionych zawodników.
Tragiczny koniec treningu kolarza. Zginął po zderzeniu z ciężarówką
- Na początku było to trochę przerażające, jednak później myślałem, że od śmiechu spadnę z roweru. Struś nie miał żadnych problemów, by utrzymywać prędkość 50 kilometrów na godzinę i najwyraźniej mógłby przyspieszyć do 70 kilometrów na godzinę bez żadnego wysiłku. Na szczęście, postanowił zostawić nas w spokoju, kiedy zjechaliśmy z drogi - relacjonował kolarz Ołeksij Miszczenko, który uwiecznił wydarzenie na krótkim filmiku.
Takie nagrania kojarzą nam się ze słynnym przed laty programem "Śmiechu warte" prowadzonym przez Tadeusza Drozdę. Brakuje tylko podłożonej muzyczki z serialu "Benny Hill". A strusiowi pędziwiatrowi gratulujemy kondycji, bo biegu sprintem przez ponad minutę nie wytrzymałby z pewnością żaden sportowiec świata. Niestety ze smutkiem musimy stwierdzić, że kolarze nie zrozumieli wyzwania do wyścigu, bo zamiast stanąć z ptakiem w szranki, zwyczajnie przed nim uciekli. A szkoda, bo poniższe wideo mogłoby być jeszcze ciekawsze.