Super Express: - Jak się czuje pan Ryszard?
Iwona Arkuszewska–Szurkowska: - Z każdym dniem coraz lepiej. Wszystko wraca: ruchy stóp, kolan. Ryszard przyzwyczaił się już do pionizacji, teraz pracuje nad rękami. W ograniczonym zakresie zaczął poruszać lewą ręką, z którą wcześniej były największe problemy. Rysio to bardzo silny człowiek. Nie ma sytuacji, która mogłaby go złamać, a widząc postępy w rehabilitacji, z jeszcze większym zapałem wykonuje nawet bardzo trudne ćwiczenia.
- Mąż miał zostać 21 listopada przewieziony do specjalistycznego ośrodka rehabilitacyjnego w Kamieniu Pomorskim. Ostatecznie został jednak w Konstancinie. Dlaczego?
- Taka była decyzja pani profesor Beaty Tarnackiej, która w Kamieniu Pomorskim kwalifikuje pacjentów do ćwiczeń na egzoszkielecie. Pani profesor uznała, że nie ma sensu przewozić męża na drugi koniec Polski, skoro w Konstancinie jest filia pomorskiego szpitala i tu można przygotować go do pracy na tym urządzeniu. Bo to nie jest prosta sprawa. Najpierw przez około pół godziny chorego mocuje się i ustawia na egzoszkielecie, a dopiero potem zaczynają się ćwiczenia. Ryszard nie jest jeszcze w stanie tak długo utrzymać się w pionie. Ale spokojnie. Mąż ma w Konstancinie znakomitą opiekę. Codziennie jego postępy monitoruje ordynator, a ćwiczy z trzema rehabilitantami.
- Jaki jest miesięczny koszt terapii i jak postępuje zbiórka na leczenie męża?
- Nie znam dokładnych kwot, bo kwestiami finansowymi zajmuje się Stowarzyszenie Lions Club Poznań 1990. Ja mogę tylko podziękować wszystkim ludziom i instytucjom, które odpowiedziały na apel o pomoc dla Ryszarda.
- Po tym, jak wielki odzew wywołała informacja o paraliżu pana Szurkowskiego, nie żałujecie, że dopiero pięć miesięcy po wypadku upubliczniliście informacje o stanie zdrowia mistrza?
- Przez trzy dni po operacji twarzy męża bałam się, że nie przeżyje. Potrzebowaliśmy spokoju, a potem żyliśmy z dnia na dzień. Kolejne sześć tygodni było równie ciężkie. Liczył się każdy wykonany ruch, ćwiczenie, choćby minimalny postęp…
- Mąż spędzi święta w domu?
- Wszystko zależy od lekarzy, ale wierzę, że tak. Zresztą Ryszard był już w domu na trzydniowej przepustce. Przeżyliśmy ten czas w rodzinno – przyjacielskim gronie. Mąż był szczęśliwy, mógł zajadać się ulubionym risotto i innymi daniami z kuchni włoskiej. Apetyt mu dopisuje, a to też dobry znak, że siły wracają.
- 6 grudnia Mikołajki. Ma pani jakieś życzenie do Świętego?
- Tylko jedno: oddałabym wszystko, żeby Rysio chodził.