Przemysław Karnowski będzie następcą Marcina Gortata?

2010-07-13 9:30

Rośnie nam kolejny środkowy na miarę NBA! Reprezentant Polski Przemysław Karnowski po zdobyciu wicemistrzostwa świata koszykarzy do lat 17 wie, że za moment zaczną się do niego dobijać amerykańscy menedżerowie.

Dopiero za miesiąc skończy 17 lat, ale już budzi respekt swoją posturą. Mierzący aż 212 cm koszykarz MKS Katarzynka Toruń zrobił furorę podczas rewelacyjnych dla biało-czerwonych MŚ w Hamburgu. Polski koszykarz, który zaliczał średnio 14,5 pkt i 11 zbiórek na mecz, został wybrany do najlepszej piątki imprezy (m.in. obok kolegi z drużyny Mateusza Ponitki).

- Dochodzi już do mnie, że ludzie z NBA kręcą się wokół mnie - nie ukrywa Karnowski. - Ale żeby móc zaistnieć najpierw w Eurolidze, a potem w lidze zawodowej, muszę jeszcze ciężko pracować kilka lat - dodaje.

Przemek dobrze wie, że lada moment czeka go poważna życiowa decyzja.

- Propozycji było sporo, muszę spokojnie usiąść i z zimną głową ustalić, co będzie dla mnie najlepsze. Nie wykluczam, że wyjadę za granicę - tłumaczy, a osoba związana z kadrą mówi nam wprost: - Czy on się może rozwinąć w Toruniu? Bez żartów, musi szukać miejsca, w którym nie zmarnuje talentu.

Wszystko wskazuje, że pomoże w tym agent Marcina Gortata, Guy Zucker, a sam gracz Orlando Magic już zapowiedział, że nie da zrobić krzywdy młodemu następcy. To dla Karnowskiego doskonała wiadomość.

- Przede wszystkim bardzo mi imponuje podejście Marcina do koszykówki, na pewno można się na nim wzorować - wyjaśnia rewelacyjny wielkolud. - Nic jeszcze w mojej sprawie nie jest przesądzone, ale pierwszy kontakt z menedżerem Marcina już mieliśmy - przyznaje Przemysław Karnowski.

Kiedy może trafić do wielkiego klubu i odgrywać tam ważną rolę?

- Daję sobie na to trzy, cztery lata ciężkiej pracy, dopiero potem może się zacząć prawdziwa koszykarska przygoda - mówi Przemek, który przyznaje, że gdyby dziś mógł wybierać, najchętniej zagrałby w Miami Heat. - W takim towarzystwie, jakie tam jest teraz (LeBron James, Dwyane Wade, Chris Bosh - red.), to byłoby wielkie przeżycie - nie ma wątpliwości.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze