Hartu ducha i woli walki mogliby się od Karola uczyć najwięksi twardziele. W maju 2013 roku wykryto u niego złośliwego mięsaka uda. Szybko pojawiły się przerzuty. Przeszedł operację mózgu i amputowano mu nogę. Potem pojawiły się przerzuty na płuca i miednicę. Mimo to Karol nie poddawał się. Nie zrezygnował z pracy z I-ligowymi koszykarzami Rosy. „Super Expressowi” opowiadał: - Co 12 godzin biorę leczniczą morfinę. To jedyny środek znieczulający, po którym mogę jako tako funkcjonować. Poza tym codziennie chemia w tabletkach.
Mimo to nawet przez chwilę nie pomyślał o rezygnacji z pracy. Wsparty o kulach był ze swoją drużyną nawet w momentach największych zdrowotnych kryzysów.
- Nie umiałbym żyć bez drużyny i rodziny. Bywają dni, że przez ból nie mogę funkcjonować, jestem okropny, a moja żona Maja wychowuje dzieci, opiekuje się mną i pracuje. Wspiera mnie z całych sił. Podobnie jak rodzice i bracia oraz wszyscy w klubie, na czele z właścicielem Rosy panem Romanem Saczywką - opowiadał nam sportowiec.
Karol Gutkowski grał w Rosie na pozycji silnego skrzydłowego. - Walka i zaangażowanie zawsze były moim znakiem firmowym. W wieku 28 lat zrozumiałem, że nie zrobię kariery na parkiecie i postawiłem na trenerkę - mówił. - Praca z drużyną, odpowiedzialność za rozwój tych chłopaków, którzy tak jak rodzina pomagają mi żyć, to moje główne cele zawodowe.
Nieszczęście Karola zaczęło się od banalnego - wydawałoby się - bólu w nodze.
- Kolejne tygodnie uciekały, a ból nie chciał minąć. Potem wizyta u lekarza i wyrok. Odczucia po feralnej diagnozie? Najpierw nie wierzyłem, następnie zacząłem się drzeć i płakać - zdradzał w rozmowie z „SE” ze łzami w oczach.
Potem Karol i jego rodzina rozpoczęli trwającą ponad cztery lata walkę o życie. Szpitale w Łodzi, Bydgoszczy, Centrum Onkologii w Warszawie, eksperymentalna terapia w Darmstadt w Niemczech. Bo nowotwór, który zaatakował sportowca, był niezwykle rzadki i bardzo odporny na radioterapię i chemię.
W listopadzie 2014 r. Karol miał skomplikowaną operację mózgu. - Kiedyś marzyłem o karierze, o tym, że sam będę trenował synów. Dziś cieszę się każdym dniem spędzonym z najbliższymi i rodzicami. I się modlę. Wiem, że gdyby nie Pan Bóg, to po tym, co przeszedłem, pewnie już bym nie żył. Wierzę, że Stwórca dał mi kredyt na życie, żebym wychował dzieci. Z Bożą pomocą jeszcze kiedyś będę pracował w sztabie którejś reprezentacji Polski - marzył Karol.
Już nie będzie mu to dane. Widać pan Bóg potrzebował utalentowanego trenera i dobrego, prawego człowieka do prowadzenia drużyny w Niebie.
Nie mogę uwierzyć, że Odszedłeś. Kiedy Cię odwiedziliśmy po treningu Rosy z fotoreporterem „SE” Markiem Zielińskim, mimo że stałeś oparty o kule i widać było, że cierpisz, w oczach miałeś takie same ogniki, jak w czasach gdy jako dzieci graliśmy w piłkę na boisku przy szkole 37 na XV-leciu. Nasze babcie mieszkały w jednym bloku. Kiedy odwiedzałeś swoją, to choć byłeś z nas najmłodszy, to na boisku robiłeś z nami co chciałeś. Żegnaj. Jestem pewien, że jeszcze kiedyś razem zagramy.
Karol Gutkowski po amputacji nogi i operacji mózgu: Bóg dał mi kredyt na życie