Nawet dla tych, którzy pamiętają tamte czasy i kojarzą ówczesne realia, historia przyjazdu nad Wisłę pierwszego czarnoskórego koszykarza zawodowego wydaje się zupełnie nieprawdopodobna. I, prawdę mówiąc, aż się prosiło, by polską historię Kenta przenieść na stronice książki. Czego tam bowiem nie ma: przyjazd grającego w koszykówkę Afroamerykanina do komunistycznego kraju, zresztą akurat w środku zimy stulecia, tłumy ludzi walące na każdy mecz i wybijające szyby w hali, listy kolejkowe, koniki sprzedające fałszywe bilety, specjalnie załatwiane dostawy kurczaków, bez których nie wyobrażał sobie posiłków, pełna abstynencja, zero alkoholu i papierosów, zomowcy proszący o autografy w środku stanu wojennego, no i występ w kultowym filmie – by wymienić tylko najważniejsze fakty...
Koszykarz z Misia wciąż kocha Polskę
Zaczęło się w styczniu 1979 roku w Lublinie. W tamtejszym Starcie Washington spędził trzy sezony. Zdobył dwa razy trzecie miejsce w lidze i tytuł najlepszego koszykarza ekstraklasy. Potem dwa lata grał w Zagłębiu Sosnowiec, po drodze przeżył u nas stan wojenny. Po raz ostatni był w Polsce w 1983 roku. Potem wiele lat mieszkał i grał w Szwecji. 64-letni dziś Amerykanin mówi „SE”, że od lat nosił się z zamiarem spisania czegoś w rodzaju pamiętnika z polskich czasów. Chciałby, żeby książka ukazała się także po polsku.
„Super Express” poznał gotową już przedmowę książki Kenta Washingtona. Autor napisał między innymi:
„Żałuję, że nie dokumentowałem swojej przygody w dzienniku. Nie zdawałem sobie sprawy, a może nawet nie rozumiałem, iż uczestniczę w czymś wyjątkowym. Bycie pierwszym (czarnoskórym) Amerykaninem, który grał profesjonalnie w koszykówkę w kraju komunistycznym, stanowiło historyczne wydarzenie. Zastanawiam się jedynie, czy było to tak znaczące z powodu mojej narodowości, czy może koloru skóry.”
(…) „Nie mam wątpliwości, że kolor skóry odgrywał dużą rolę w mojej karierze koszykarskiej w Polsce. Wszędzie przyciągał uwagę. (…) Dostałem rolę w polskim filmie, bo potrzebowali czarnoskórego koszykarza. W czasie meczu w Warszawie kibice mnie nagabywali, bo w telewizji oglądali serial „Korzenie” (o czarnych niewolnikach – red.). Nigdy nie odbierałem tego zainteresowania jako podszytego rasizmem. Fakt, że po meczach dzieciaki podchodziły, żeby mnie dotknąć czy pogłaskać po włosach, stanowił część ogólnej fascynacji mną jako kimś czarnoskórym. Niektóre pytania, na jakie odpowiadałem na spotkaniach w szkołach, dotyczyły mojego pochodzenia etnicznego („Jak Murzyni są traktowani w USA?”).
Powodem, dla którego piszę te wspomnienia, jest chęć pokazania kultury komunistycznego kraju z perspektywy amerykańskiego sportowca. Chciałem uchylić przed czytelnikami drzwi do komunizmu ze sportowego i kulturowego punktu widzenia. Jestem przekonany, że to moja niewzruszona koszykarska pasja przeprowadziła mnie przez to wszystko, co przeżywałem, a co zdemoralizowałoby innych, gdyby znaleźli się na moim miejscu.”
– Na zawsze pozostanę wdzięczny ludziom w Polsce za to, że mnie zaakceptowali i pozwolili przetrzeć szlak następnym – podkreśla Washington pod koniec wstępu do powstającej książki. Były idol polskich kibiców koszykówki będzie miał na pisanie wspomnień nieco więcej czasu, bo w tym roku zamierza przejść na emeryturę. Wiele lat przepracował jako nauczyciel w szkole podstawowej. Wciąż mieszka tam, gdzie przyszedł na świat – w New Rochelle pod Nowym Jorkiem. Jeszcze nie wie jak się będzie nazywać przyszła książka. Na razie po głowie chodzą mu takie tytuły jak „Książę polskiej koszykówki” lub „Czarna Perła z Lublina”, bo takim przydomkiem ochrzcili go fani.
Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express KLIKNIJ tutaj