Bryant przelatywał nad miastem Calabasas w stanie Kalifornia, podróżując najprawdopodobniej na mecz koszykówki. Z niewyjaśnionych dotąd przyczyn maszyna jednak runęła na ziemię, a nikt z obecnych na pokładzie nie miał najmniejszych szans, aby uratować życie. Legenda sportu przebywała w śmigłowcu m.in. wraz ze swoją 13-letnią córką "Gigi". Tym samym tragedia w rodzinie 41-latka nabrała jeszcze większych rozmiarów.
Informacja o tragicznej śmierci Bryanta pojawiła się niedługo przed rozpoczęciem meczu NBA pomiędzy Denver Nuggets a Houston Rockets. Zawodnicy oraz kibice zgromadzeni w hali Pepsi Center w Denver postanowili więc uczcić pamięć legendarnego sportowca. Na trybunach pojawiły się okrzyki na cześć 41-latka, natomiasy gracze obecni na parkiecie przez pierwsze 24 sekundy pojedynku nie rozgrywali piłki. Bryant przez lata występował w Los Angeles Lakers właśnie z numerem "24".
To kolejna z poruszających sytuacji, których świadkiem byliśmy po pojawieniu się informacji o śmierci Bryanta. Świat sportu jest pogrążony w żałobie po stracie jednego ze swoich najwybitniejszych przedstawicieli w historii.