Caster Semenya znana jest ze startów na 800 metrów. Lekkoatletka z Republiki Południowej Afryki od lat wzbudza kontrowersje wśród kibiców i ekspertów. Wszystko przez zaburzenia rozwoju płci. IAAF wreszcie postanowiła zająć się jej przypadkiem, by wyrównać nieco szanse w rywalizacji kobiet. Zmieniono przepisy i nakazano zawodniczkom z DSD, startującym na dystansach od 400 metrów do mili, farmakologiczne obniżenie poziomu testosteronu. Semenya oczywiście nie zgadza się z tym werdyktem. - Moim celem jest obrona tytułu. Jeśli nie będę mogła tego zrobić, nie pojadę. Nie zamierzam startować na 1500 m, dlatego najwyżej wezmę urlop i wrócę w przyszłym roku - powiedziała w rozmowie z BBC na temat startu we wrześniowych mistrzostwach świata w Doha.
Przez jakiś czas 28-latka była pomijana przez IAAF na mityngi. Wszystko przez wcześniej wspomniany wyrok Trybunały Arbitrażowego ds. Sportu. Caster Semenya postanowiła zaprotestować. Skierowała sprawę do sądu powszechnego. Ten uznał, że do czasu ostatecznego wyroku, IAAF powinno zaprzestać stosowania nowelizacji. Na ten moment nie znamy daty ostatecznej decyzji sądu w Szwajcarii.
We wspomnianej rozmowie z BBC Semenya opowiedziała o ostatnich wydarzeniach. Jak zawsze jej wypowiedź okazała się dość kontrowersyjna. - Myślę, że jestem na tym świecie z jakiegoś powodu, że jestem żywym świadectwem. Powiedziałabym, że w pewnym sensie nawet zbawicielem. Jeśli czytasz Biblię, zrozumiesz, co chcę powiedzieć. Swoje życie porównałabym do życia Jezusa. Też zostałam ukrzyżowana. Wyzywano mnie z imienia i nazwiska za to, co zrobiłam - skomentowała lekkoatletka.
Polecany artykuł: