- W drodze na stadion przede mną szła Wambui, która jest trzy razy większa ode mnie. Jak ja mam się czuć? Ona ma wielką łydkę, wielką stopę, zrobi jeden krok, a ja trzy - narzekała po występie polska zawodniczka. - Koleżanki mają bardzo wysoki poziom testosteronu, zbliżony do męskiego, stąd ich wygląd i wyniki. Semenya jest w tym sezonie nie do pobicia i jeżeli władze światowej federacji lekkoatletycznej nic z tym nie zrobią, nie przywrócą dopuszczalnego limitu testosteronu we krwi, to wciąż będzie nie do pokonania - dodała. I ma sporo racji. Najlepsze na bieżni Afrykanki faktycznie przypominały biegaczy męskich i zamiast na technice, polegają od jakiegoś czasu tylko na swojej sile. Sile, którą wypracowały podczas treningów w dyskusyjnych okolicznościach.
Tylko z drugiej strony: czy jakikolwiek sprinter narzeka, że Usain Bolt to genetyczna maszynka do zdobywania medali? Albo pływacy, którym przyszło trenować w epoce Michaela Phelpsa? Facet ma nadnaturalne płuca, idealne proporcje ciała, miałby nałogowo jarać fajki, żeby konkurencja mogła z nim startować jak równy z równym?