Rzucania młotem uczył ją dziadek, Witold Kopron (69 l.). W latach 2012-16 prowadził ją wychowawca mistrzów, Czesław Cybulski, ale bez wielkich sukcesów. Rok temu wróciła do dziadka i to był pomysł "na medal".
"SE": - Liczyła pani na ten medal?
Malwina Kopron: - Tak, i mówię to otwarcie. Wiedziałam, że mogę rzucić bardzo daleko. Ten medal na pewno nie jest przypadkowy, jest efektem ciężkiej pracy, nie mniej niż 11 treningów tygodniowo w zimie. Postawiliśmy głównie na technikę, a ćwiczenia w siłowni były dodatkiem. Poprzednio miałam trening rozpisany dla zawodniczek, które rzucają siłowo, a nie technicznie - tak jak ja. A w przyszłych sezonach będzie... jeszcze lepiej.
- Odchodząc do trenera Cybulskiego zrobiła chyba pani przykrość dziadkowi...
- Bardzo było przykro i jemu, i mnie. A po miesiącu byłam gotowa wracać do domu. Dziadzio czekał na mnie, aż wrócę z Poznania. Szkoda, że nie zrobiłam tego przed igrzyskami w Rio, bo mogło się skończyć tym, czym... skończyło się tutaj (śmiech).
- Ma pani jakiś wzór w rzucie młotem?
- Na pewno jest nim Anita Włodarczyk. Podziwiam jej luz w barkach. Sama będę dążyć do tego samego. Ale jeszcze bardziej mi odpowiada technika Pawła Fajdka i wzoruję się na niej.
- Planuje pani zostać kiedyś numerem jeden w rzucie młotem kobiet?
- Naturalnie, i do tego dążę. Niech Anita się trzyma jak najlepiej, a ja mam nadzieję, że będę deptać jej po piętach. Ale szansa przyjdzie chyba dopiero po zakończeniu jej kariery. Bo osiemdziesiąt metrów to naprawdę kosmos. Na razie chciałabym rzucić 77 metrów w przyszłym roku, a może jeszcze i tym.
- I zostać następczynią Anity?
- Wolałabym, żeby zapamiętano mnie jako Malwinę. Nie chciałabym też przyćmić Anity, bo kosmosem jest to, co ona wyprawia z młotem. Chciałabym "tylko" być najlepsza na świecie. Dajcie mi jej luz w barkach, a będę najlepsza.
- Pani cechy jako młociarki?
- Zaleta to wytrwałość oraz przyspieszenie, bo jestem zawodniczką dynamiczną. No i technika, bo w tym roku nie wypadam z koła ani nie przewracam się w nim. A wadą jest to, że za bardzo się spinam, kiedy za bardzo chcę. Wtedy tracę cały rytm, zaczyna się szarpanie. I w finale po pierwszej kolejce było właśnie tak: wiele myślenia, co jeszcze poprawić, jak zrobić idealnie. Zamiast po prostu luźno rzucać.
- Czy miotanie żelastwem jest przyjemne?
- Tak. Od tego roku uwielbiam to robić. Znowu wróciła mi chęć do tego.
Błyszczą nie tylko na stadionie. Najpiękniejsze zawodniczki MŚ w Londynie
MŚ w Lekkoatletyce: Potworny błąd sędziów zabrał zawodnikowi medal
MŚ w Londynie: Wenezuelka zdobyła brąz. Pomogła jej polska myśl szkoleniowa