Paweł Wojciechowski Liczy na medal w ME w Berlinie: Już nie boję się, że pęknie mi tyczka

2018-07-27 5:00

Paweł Wojciechowski (29 l.) odzyskał tytuł mistrza Polski w skoku o tyczce. Na stadionie w Lublinie pokonał wicemistrza świata Piotra Liska (obaj skoczyli 5,70 m, ale Paweł miał mniej zrzutek), po raz trzeci przez ostatnie dwa miesiące. Przed ME w Berlinie mistrz świata z roku 2011 wychodzi z cienia kolegi. Pomagają mu w tym tyczki nowego producenta, ESSX. Zmienił je, gdy pękły dwukrotnie na początku roku.

- Czy pokonanie Piotra Liska daje panu dodatkową motywację?
Paweł Wojciechowski: - Wygrywanie zawodów zawsze daje „kopa”, także wygrywanie z Piotrem. Po to trenujemy, by wygrywać. Cieszy mnie, że forma jest stabilna. Żeby tak jeszcze ta stabilność przeniosła się z wysokości 5,70 na 5,80 m… Bo stamtąd można wyskoczyć na rekord życiowy czyli 5,94. A to już bliżej 6 metrów.

- Nie przestał pan wierzyć, że doskoczy do 6 metrów?
- Wierzę, że jest to w zasięgu. Mało tego, wierzyłem, że dojdzie do tego w Lublinie. Tylko zabrakło odpowiedniej decyzji. Kiedy poznałem 5,70, zdecydowaliśmy z trenerem Wiesławem Czapiewskim, że twardszą tyczkę wezmę dopiero od wysokości 5,90. Do niej już nie doszedłem. Może to dobra lekcja przed mistrzostwami Europy.

- Potrafi pan sobie wyobrazić dwóch Polaków na podium w Berlinie?
- Statystycznie jest na to chyba 10 procent szans. Ale tak naprawdę chyba pięciu zawodników będzie się liczyło w walce o medale: Francuz Lavillenie, Szwed Duplantis, Niemiec Holzdeppe, Piotr i ja. Już zdarzało się, że pięciu zawodników stawało na podium.

- Stęsknił się już pan za podium na otwartym stadionie?
- Oj tak, dawno mnie tam nie było. Dużo w tym mojej winy, bo w dwóch poprzednich latach nie współpracowałem z psychologiem. Byłem dobrze przygotowany, a głowa nie pracowała. Podkuliłem więc ogon i wróciłem do doktora Zdzisława Sybilskiego.

- Czuje się pan lepszy niż rok temu?
- Jestem lepszy, bo jestem zdrowy. Trener układa ćwiczenia jak trzeba i na treningu nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. W górę poszło też „dogadywanie się” z nowymi tyczkami. Pozwalają mi korzystać z mojej siły, wiem, że mogę skakać na maksa i nie prześladują mnie myśli, czy tyczka nie pęknie. Skakanie przychodzi mi z łatwością i lekkością. Wróciła przyjemność.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze