Piotr Myszka

i

Autor: East News Piotr Myszka

Piotr Myszka: Uwielbiam, gdy rywale mówią, że ich zmiażdżyłem

2016-08-01 4:00

W tym roku nie przegrał z nikim. Zwyciężył w mistrzostwach świata w Izraelu i Pucharze Świata we Francji. Piotr Myszka skończył w lipcu 35 lat i po ćwierćwieczu uprawiania żeglarstwa zadebiutuje w igrzyskach olimpijskich. W roli wielkiego faworyta windsurfingowej klasy RS:X.

- Rola lidera i faworyta raczej mi nie ciąży. Igrzyska olimpijskie to po prostu kolejne regaty, które trzeba dobrze rozegrać - mówi "Super Expressowi" żeglarz klubu AZS AWFiS Gdańsk i programu Energa Sailing.

Myszka to prawdziwy rutyniarz. W dorobku ma m.in. tytuły mistrza świata klasy RS:X 2011 i 2016 oraz mistrza Europy 2014. Ale na olimpijski debiut przyszło mu długo czekać, bo przegrywał rywalizację z Przemysławem Miarczyńskim.

- O wyniku w żeglarstwie decyduje doświadczenie, które zdobywa się po latach. Ja już przerobiłem każdy scenariusz: dobry i zły. Przełknąłem porażki i sukcesy - przypomina Myszka. - Pracuję nad psychiką z psychologiem, zwłaszcza nad koncentracją i oddechem. Wiem, że na końcu o sukcesie decydują niuanse, jak dyspozycja dnia czy szczęście. A na ziemię sprowadzają mnie zarówno kilkuletnie dzieci, gdy wracam do domu, jak i przebieg niektórych regat. W Pucharze Świata na przykład miałem bardzo słaby dzień, po którym spadłem w klasyfikacji. Musiałem nazajutrz wstać z łóżka i przywalić z drugiej ręki. I rywale zobaczyli, że kiedy mi źle pójdzie, potrafię się podnieść - podkreśla polski żeglarz.

Po kilkunastu latach surfowania wciąż kocha pokonywanie fal na desce. Ale jeszcze bardziej upaja go sportowy sukces.

- Mam szczególną satysfakcję, gdy objeżdżam rywali na trasie, a potem na brzegu mówią mi, że brakuje im słów. Że ich zmiażdżyłem. Gratulacje płyną z każdego zakątka świata. I to dodaje mi powera - mówi Myszka.

Rywalizacja olimpijska w klasie RS:X odbywa się na deskach dostarczonych przez organizatora regat. Do końca trwać będzie ustawianie sprzętu, by był jak najszybszy dla danego zawodnika. Tutaj także ogromną rolę odgrywa doświadczenie.

- Warunki atmosferyczne na Zatoce Guanabara są przewidywalne: wiatry słabe lub średnie, bez sztormu - ocenia Polak. - I to chyba najbardziej sprzyja takiemu zawodnikowi jak ja, który waży 74 kg i ma 186 cm wzrostu. Obawiam się śmieci i reklamówek pływających w morzu, ale na to nie mamy wpływu. Nie da się ich wszystkich zebrać po dwudziestu latach zaniedbań. Trzeba uważać, bo na przykład próba zrzucenia nogą siatki, która znalazłaby się na stateczniku, to strata kilku pozycji.

Nasi Partnerzy polecają

Najnowsze