Lemma zachował się jak prawdziwy sportowiec, który – po odskoczeniu konkurentom – na ostatnich metrach spokojnie obniża tempo biegu i macha do pozdrawiających go kibiców. Wszystko wskazuje, że nie wiedział, iż organizatorzy przygotowali nagrody nie tylko za wygraną, ale także za osiągnięty rezultat. Specjalny bonus przypadał zawodnikowi, który pokona określoną granicę czasową. 30-letni etiopski maratończyk wygrał w Londynie z bardzo dobrym czasem 2 godziny, 4 minuty, 1 sekunda. O 27 sekund wyprzedził kolejnego ma kresce finiszowej konkurenta, Kenijczyka Kipchumbę. I pewnie dlatego zapomniał kontrolować tempo do końca, bo był pewien, że nikt go już nie wyprzedzi.
Okazało się już po biegu, że gdyby Sisay Lemma zaliczył wynik poniżej 2 godzin i 4 minut, czyli pobiegł o 2 sekundy szybciej, otrzymałby specjalną, dodatkową gratyfikację finansową w wysokości 25 000 dolarów (niespełna 100 tys złotych). Przez to jednak, że zwolnił i zaczął pozdrawiać publiczność, stracił i szybkość, i sporo grosza. Jak żartobliwie napisał brytyjski „Guardian”, było to prawdopodobnie najbardziej kosztowne machanie do publiczności w historii sportu.
Były piłkarz Cracovii śmiertelnie potrącony przez samochód. Ogromna tragedia na drodze
Żeby sprawy jeszcze bardziej skomplikować, okazało się, że Lemma nie mógł sam odebrać nagrody za triumf, bo z racji tego, że uznano go za bliski kontakt osoby uprzednio zakażonej COVID-19, od razu po zawodach odwieziono go do hotelu, bez dodatkowych spotkań. Sam co prawda przeszedł test na koronawiursa, ale wprowadzono dodatkowe obostrzenia, stąd niemożność odebrania nagród osobiście. Robił to w zastępstwie menedżer biegacza.
Iga Świątek dla "Super Expressu": Chcę, żeby dzieciaki chwyciły za rakiety
Lemma stracił więc nieco pieniędzy, ale i tak zarobił w Londynie nie najgorzej. Za pierwsze miejsce dostał czek na 55 000 dolarów (217 tys zł) oraz 50 000 dolarów (197 tys zł) premii za czas poniżej 2 godzin i 5 minut. Gdyby zszedł poniżej 2 godzin i 4 minut, bonus za rezultat wynosiłby jednak 75 tysięcy USD...