Niespełna tydzień wcześniej Kaczmarek na mityngu „Zlata Tretra” osiągnęła drugi w historii polskiej lekkoatletyki wynik w biegu na 400 m (50,16). Szybciej biegała tylko polska królowa sportu, Irena Szewińska. Do dziś jest ona nie tylko rekordzistką kraju (49,29), ale i Memoriału Kusocińskiego (49,75). Po ostrawskiej wiktorii Kaczmarek kibice mieli nadzieję, że w Chorzowie znów zobaczą wynik na światowym poziomie. I tak się stało; rezultat 50,40 plasuje się dziś w pierwszej dziesiątce tegorocznych list światowych. Choć słabszy od tego osiągniętego w Czechach, ucieszył jednak Natalię Kaczmarek.
- Czułam się gorzej niż w Ostrawie, biegłam bardziej spięta – mówiła o swym występie na bieżni Stadionu Śląskiego. - Może wzięło się to stąd, że miałam większe oczekiwania wobec siebie, a i wciąż czułam się jeszcze trochę zmęczona. Tym bardziej więc wynik osiągnięty w Chorzowie cieszy – dodawała przyznając, że w międzyczasie borykała się z lekkim przeziębieniem. Na sam finisz nie miało ono jednak wpływu; Polce starczyło się, by „rzutem na taśmę” pokonać siedmiokrotną złotą medalistkę olimpijską, Allyson Felix. Amerykanka swój pierwszy medal na igrzyskach (srebrny na 200 m) zdobyła w Atenach w 2004; potem z każdego kolejnego startu olimpijskiego wracała z następnymi krążkami w różnych konkurencjach (200 i 400 m, sztafety 4x100 i 4x400 m).
- Zawsze była moją idolką. Trudno zliczyć jej medale olimpijskie. Zawsze podglądałam jej starty na 400, ale i na 200 metrów – nie kryje Natalia Kaczmarek, która podczas wspomnianych igrzysk ateńskich miała... 6 lat. Teraz stanęła ramię w ramię ze swą mistrzynią. I wygrała z nią! - Miałam nadzieję, że jeżeli na ostatniej będziemy szły równo, to wygram; mam dużo sił na końcówki. Na dodatek dostałam skrzydeł, gdy usłyszałam krzyk trybun – cieszyła się reprezentantka Polski. - A wygrać z Allyson – to spełnienie moich marzeń.
30 tysięcy kibiców na Stadionie Śląskim podziwiało gwiazdy 68. ORLEN Memoriału Janusza Kusocińskiego
50,40 osiągnięte w Chorzowie to drugi wynik w karierze Natalii Kaczmarek. Nic dziwnego, że coraz częściej pada pytanie o złamanie magicznej bariery 50 sekund, co wśród polskich lekkoatletek udało się tylko wspomnianej Irenie Szewińskiej niemal pół wieku temu! - Zbliżam się do tej granicy, jestem coraz bliżej. Kiedy patrzę na progres w moich wynikach, po cichu mam nadzieję, że może kiedyś, może wkrótce... Ale to nie jest tak, że myślę o tym każdego dnia. Ważniejsze, że cały czas dobrze mi się biega, że z dużą swobodą przychodzą mi dobre wyniki – dodaje Kaczmarek. I – jak wszyscy lekkoatleci – szykuje szczyt formy na lipcowo-sierpniowe czempionaty. Ewentualny wynik „w okolicach” 50 sekund bez wątpienia dałby jej medal w Europie. W mistrzostwach świata, w rywalizacji z Amerykankami oraz zawodniczkami z Karaibów trzeba będzie jednak „nabiegać” rezultat poniżej tej granicy, by myśleć o włączeniu się do walki o podium.
Kadra siatkarzy trenowała przed Ligą Narodów. Polacy musieli… sami zapłacić za halę