ZMARŁA IRENA SZEWIŃSKA

i

Autor: ANDRZEJ LANGE/SUPER EXPRESS ZMARŁA IRENA SZEWIŃSKA

Władysław Kozakiewicz o Irenie Szewińskiej: To był sportowy diament [WYWIAD]

2018-07-01 9:47

Władysław Kozakiewicz (64 l.), mistrz olimpijski w skoku on tyczce z Moskwy 1980, był kolegą Ireny Szewińskiej w lekkoatletycznej reprezentacji. Przyjaźnili się po zakończeniu kariery. Po raz ostatni widzieli się zimą.

"Super Express": - Jakie pierwsze skojarzenia przychodzą panu na myśl o Irenie Szewińskiej?
Władysław Kozakiewicz:
- Jako kobietę cechowała ją delikatność, spokój. I olbrzymie serce, ciągła chęć pomocy kolegom. A jako sportowiec była zacięta. Chciała pokazać, że jest najlepsza i że nie ma innych najlepszych. Była bardzo mocna psychicznie. To charakteryzuje mistrzów.

- Dzięki czemu jej medalowe sukcesy trwały aż kilkanaście lat?
- Są ludzie jakby przeznaczeni do trenowania, niewycieńczeni pracą. Ale też trenowała akurat tyle, by być najlepszą, trening był odpowiednio dozowany. To samo mogę powiedzieć o sobie. Kontuzji mieliśmy niewiele. A przy tym Irena biegała pięknie technicznie, miała luz w mięśniach. Przebiegała dystans jakby spokojnie, nie było widać po niej zmęczenia. A w dal skakała daleko jakby od niechcenia.

- Czy mocno zaryzykowała decydując się ćwiczyć pod okiem męża, wówczas poczatkującego trenera?
- Niech się Janusz nie obruszy, ale powiem, że nie gorsze wyniki osiągnęłaby pracując z dozorczynią hali na AWF. Była takim diamentem, którego nie można było zepsuć.

- A jak znajdowała się w wesołym towarzystwie lekkoatletów lat 70?
- Nie unikała towarzystwa. Potrafiła opowiadać kawały czy wesołe historie. Choćby o tym, jak ją i mnie policja w Nowym Jorku rzuciła za ziemię i leżeliśmy krzyżem pod karabinami, gdy kolega zapomniał zostawić nam klucza od mieszkania, a sąsiedzi donieśli, że kręcą się tam nieznane osoby. Ale nie było mowy, by wypiła zbyt dużo wina, czy zaszalała w nocnym lokalu. Irena była bardzo miła, ale i dystyngowana, zdystansowana. Była damą.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze