Były legionista z przymrużeniem oka o imprezie piłkarzy stołecznego klubu
Pić to trzeba umieć i wiedzieć ile, kiedy i z kim
Jak jest się zawodowcem i za grę w piłkę bierze się pieniądze, to nie wolno dać się złapać, jeśli już coś takiego robisz – tłumaczy „Super Expressowi” Maciej Śliwowski (55 l.), były piłkarz Legii.
W sobotnią noc kilku legionistów odwiedziło klub Sen nad Wisłą w Warszawie. Na zdjęciach łatwo rozpoznać m.in. Pawła Wszołka i Mateusza Wieteskę. Mistrzowie Polski odreagowali wygraną z Górnikiem w Łęcznej. – Czasami takie wyjście pomaga, ale nie wszystkim. Trzeba wiedzieć ile, kiedy i z kim – zaznacza Śliwowski.
– Za moich czasów było inaczej, bo graliśmy na innej intensywności. Nie rozgrzeszam ich, ale to kiedyś takie akcje były na porządku dziennym. Zdarzało się, że wyciągaliśmy niektórych kolegów, by doprowadzić do porządku. Niestety. Też nie jestem święty, ale do meczu zawsze byłem przygotowany – dodaje „Śliwka”, który uważa, że piłkarzy Legii za zakrapianą imprezę należy ukarać, choć stara się zrozumieć ich punkt widzenia.
– Być może trener kazał im się wyluzować, oni wiedzą, że następnego dnia trzeba będzie za to więcej pobiegać. Sam fakt, że świat się dowiedział o ich wyjściu na miasto już jest karą. Legioniści są w takiej sytuacji, że nie powinni tego robić. Mają stres, każdy mecz jest dla nich walką – mówi.
Mistrzowie Polski wydostali się ze strefy spadkowej, ale wciąż grają słabo lub co najwyżej przeciętnie. – Nie ma jakości. Ci chłopcy dają z siebie „maksa” i więcej chyba nie dadzą. Zespół musi liczyć na grę skrzydłami, wrzutkę na Tomasa Pekharta, przebłysk Macieja Rosołka i przede wszystkim Josue. Bo bez tego ostatniego Legii nie ma na boisku – kończy Śliwowski.
MSK
fot. Maciej Śliwowski (55 l.)
fot. Paweł Wszołek (z lewej) i Mateusz Wieteska (z prawej) nie mogą jeszcze świętować utrzymania w ekstraklasie