Rywalizacja z Japonią miała poprawić nastroje zarówno w samym zespole jak i wśród kibiców. W odróżnieniu od mistrzostw w 2002 i 2006 roku, rywal miał o co walczyć. "Niebiescy Samurajowie" mogli zapewnić sobie awans na boisku, ale potrzebowali do tego zwycięstwa z biało-czerwonymi.
Trzy punkty zainkasowali jednak Polacy. Jedyną bramkę w meczu zdobył w 60. minucie Jan Bednarek. Ale nie to zapamiętamy z tego spotkania. W ostatnich minutach ani Japończycy, ani Polacy nie kwapili się do wyników. Zespół z Azji wiedział, że nie może narazić się na żadną żółtą kartkę, bowiem o ich awansie decydował ranking Fair Play.
Doszło do tego, że japońscy obrońcy wymieniali piłkę między sobą, a Polacy stali na własnej połowie i przyglądali się temu. Zbigniew Boniek, na antenie TVP, przyznał, że nie można było tej rywalizacji nazwać meczem. - Nie, nie zapytam chłopaków dlaczego tak późno, bo to co dzisiaj widzieliśmy, nie można nazwać meczem. Wygraliśmy, ale nie pokazaliśmy nic specjalnego - powiedział sternik PZPN-u.
Boniek przyznał, że zwycięstwo się liczy, ale końcówka spotkania zrobiła na nim negatywne wrażenie. - Jasne, zwycięstwo się liczy, bo to w piłce jest najważniejsze. Ale po raz pierwszy w życiu widziałem, żeby drużyna, która przegrywa... chce przegrać i boi się kogokolwiek dotknąć, aby nie dostać żółtej kartki i odpaść z turnieju - mówił Boniek.