Stanisław Terlecki

i

Autor: Andrzej Lange Stanisław Terlecki to były piłkarz m.in. Legii Warszawa, ŁKS-u Łódzi oraz Polonii Warszawa.

Partnerka Stanisława Terleckiego nie ma wątpliwości: Staś odebrał sobie życie

2018-10-31 5:00

Przez ostatnie pół roku życia Stanisław Terlecki (62 +) żył w mieszkanku komunalnym w Łodzi z Gabrysią. Byłą pielęgniarką. To ona była przy śmierci wybitnego piłkarza, do której doszło 28 grudnia 2017 roku. Z kobietą spotkaliśmy się w jednej z kawiarni na łódzkim Teofilowie.

Super Express: - Jak umarł Stanisław Terlecki?

- W środę 27 grudnia 2017 roku wróciłam  z pracy wieczorem. Stasio leżał na podłodze. Obok cztery puszki po piwie i pusty listek po psychotropach. Oddychał. Pobiegłam po sąsiada. Przenieśliśmy go na łóżko. To nie był pierwszy raz kiedy aż tak się upił. Ale coś mnie tknęło i czuwałam nad nim całą noc. Zaniepokoiło mnie, że chrapał, a nigdy tego nie robił. Przysnęłam po 5 rano, Obudziłam się koło 7. Była cisza, już  nie chrapał. Na tętnicy szyjnej sprawdziłam tętno, miał. Musiał wtedy jeszcze żyć. Ale kiedy starałam się go obudzić, nie reagował. Zadzwoniłam po pogotowie. Przyjechali i stwierdzili zgon.

- Popełnił samobójstwo?

- Tak myślę. Przed świętami Stasio był u jakiegoś psychiatry, Przyniósł bardzo mocne leki. Nie pamiętam ich nazwy. Ale jestem pewna, że nigdy wcześniej ich nie brał.  Schowałam mu te proszki, ale on je znalazł. I kiedy w środę wróciłam z pracy, a on  tak leżał na podłodze, niczego nieświadomy, to obok puszek po piwie był ten pusty listek po proszkach. Jestem pewna, że mój Staś odebrał sobie życie.

- Wcześniej coś wskazywało na to, że może się zdecydować na ten krok?

- Przestał czytać.  Pochłaniał kilka książek dziennie, a przez ostatni miesiąc życia nic. Był milczący, zadumany. Nieobecny. Tylko siedział w fotelu i nic się nie odzywał. Nawet nie włączał telewizora.

- Jak pani myśli, jeśli rzeczywiście popełnił samobójstwo, to dlaczego to zrobił?

- Nie wiem. Codziennie to analizuję, szukam przyczyn i nie potrafię sobie odpowiedzieć na pytanie dlaczego to zrobił. Mimo, że się nie przelewało, prawie pół roku żyliśmy bez prądu i gazu, to wiedliśmy wspaniałe życie. Kombinowałam jak mogłam, żeby Stasiowi ugotować obiad wpraszałam się do sąsiadów, żeby skorzystać z ich kuchni. Czego bym mu nie zrobiła, zawsze mówił – „Gabi, nigdy nie jadłem nic lepszego!”. Uwielbiał kluski śląskie. Mówił, że mogę mu je robić codziennie. Może zabiła go depresja? Nie wiem, naprawdę. Robiłam wszystko żeby był ze mną szczęśliwy.

- Koledzy, którzy w ostatnim okresie życia Stasia  pomagali mu twierdzą, że gdyby nie pani, to on by jeszcze żył…Że to pani tak go rozpiła, że zmarł.

- Żeby nie ja, to by żył?!

- Tak, bo ich zdaniem przez panią poszliście w złą stronę. Balety, pijaństwo…

- To kłamstwo. Nie było żadnych baletów! Nasi znajomi twierdzili zupełnie inaczej, że umarłby gdybym go zostawiła. To dzięki mnie żył. To ja na nas pracowałam, a Stasio choć miał posadę na Orliku, gdzie nadzorował boisko i wydawał sprzęt na treningi, to więcej był na zwolnieniach niż w robocie. A kiedy szedł do pracy, to wracając z „Orlika” o 21,   przynosił sobie dziesięć piwek.

- Koledzy Stanisława z ŁKS-u twierdzą jednak, że to pani go rozpiła. Piliście razem?

- Tak. Przez ponad pół roku w tym mieszkaniu komunalnym nie mieliśmy światła. Siedzieliśmy przy świeczkach. Do późna w nocy rozmawialiśmy. Ja wypijałam jedno, góra dwa piwa, a Stasio cztery. I długie rozmowy. Miał jakiegoś znajomego w Stanach. Ten człowiek obiecywał mu, że załatwi mu posadę skauta Chicago Fire na USA i Kanadę. Staś marzył, że w Ameryce zaczniemy nowe życie. Czekał na bilet na samolot, kazał mi się uczyć angielskiego.

- Kochała go pani?

- Kochałam, kocham i będę kochać do śmierci

Premiera wydanej przez Wydawnictwo „Harde” książki  „Terlecki. Tragiczna historia jednego z najlepszych polskich piłkarzy” już 14 listopada.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze