Reprezentacja Polski

i

Autor: Cyfra Sport Reprezentacja Polski

Legenda wierzy w sukces

Artur Siódmiak wprost o polskiej kadrze przed mistrzostwami świata. Te słowa dają nadzieje, liczy na duży sukces

2023-01-04 12:52

Za tydzień reprezentacja Polski zacznie walkę na mistrzostwach świata w piłce ręcznej (współgospodarzem jest Szwecja). Biało-czerwoni rok i dwa lata temu pokazali na dużych turniejach, że potrafią walczyć jak równy z równym z mocnymi, europejskimi zespołami. Wicemistrz świata z 2007 roku i brązowy medalista MŚ 2009, Artur Siódmiak w rozmowie z "Super Expressem" ocenił, że awans do ćwierćfinału MŚ jest możliwy, co dla zespołu prowadzonego przez Patryka Rombla byłoby niewątpliwie dużym sukcesem.

"Super Express": - 11 stycznia rozpoczynają się pierwsze w historii mistrzostwa świata w Polsce. Jakie oczekiwania powinniśmy postawić przed Biało-Czerwonymi?

Artur Siódmiak: - Przejście pierwszej fazy to obowiązek i nie ma co do tego wątpliwości. Niebywale ważny będzie mecz otwarcia z Francją. Wiadomo, że Trójkolorowi to jedna z najlepszych ekip na świecie, co udowadniała wielokrotnie i niewątpliwie nie będziemy faworytami, ale w sporcie różnie bywa i można powalczyć. Potem zagramy ze Słowenią i Arabią Saudyjską i jeśli myślimy o czymś więcej na tym turnieju, w tych spotkaniach powinniśmy wygrać, żeby do kolejnej rundy zabrać co najmniej dwa punkty. Jest bowiem możliwość, żeby powalczyć o ćwierćfinał, po który jesteśmy w stanie sięgnąć.

- Patryk Rombel budował tę drużynę od zera. Kadra dobrze prezentowała się na MŚ w Egipcie i ME przed rokiem. Jest na czym budować nadzieje przed najbliższym turniejem.

- Jak najbardziej. Miałem okazję pracować przy turnieju w Krakowie i miło się patrzyło na tę drużynę. Mamy w ekipie kilku liderów. Sićko, Olejniczak, Jędraszczyk, Daszek, mamy dobrą obsadę bramki. To zawodnicy, którzy są liderami kadry. Nie można zapominać o Kamilu Syprzaku, ale on niestety doznał kontuzji. Na kole ma jednak zastępstwo. Rozkładając drużynę na czynniki pierwsze, mamy zawodników o wysokich kwalifikacjach. W dodatku mają turniej u siebie, co może im jedynie dodać animuszu.

Sonda
Czy Polska wywalczy ćwierćfinał na MŚ w piłce ręcznej?

- Selekcjoner niedawno powiedział, że chciałby pracować z kadrą również po tegorocznych mistrzostwach. Powinien dostać taką możliwość?

- Patryk Rombel jest niebywale analitycznym trenerem i bardzo skrupulatnym oraz profesjonalnym. Podobnie jak jego sztab. Wiadomo, że po turnieju przyjdzie czas rozliczeń. Obecnie to takie trochę wróżenie z fusów, bo to od zarządu ZPRP zależą losy selekcjonera. Ale jeśli uznają, że Rombel wciąż ma pomysł na reprezentację i możemy oglądać progres, to czemu nie? Musimy jednak poczekać na to, co wydarzy się na mistrzostwach.

- Po turnieju w Polsce przyjdą kolejne. Uważa pan, że to co najważniejsze w sporcie, a więc medale, w końcu przyjdą?

- Moim zdaniem tak. Jeszcze przez kilka lat, dopóki znów nie przyjdzie wymiana pokoleniowa, mamy szansę na sukcesy na dużych imprezach. Do tego potrzebne są oczywiście również inne czynniki, bo i szczęście sportowe się przyda. Myślę, że w perspektywie kilku lat będzie jeszcze większy progres tej drużyny i wszystko pójdzie w górę.

Patryk Rombel

i

Autor: Cyfra Sport Patryk Rombel

- Turnieje mistrzostw świata kojarzą się panu raczej bardzo pozytywnie.

- To prawda. To są imprezy, na których święciliśmy duże sukcesy, bo za moich czasów gry w kadrze zdobyliśmy dwa medale, srebrny oraz brązowy, a później chłopacy wywalczyli kolejny brąz. Gdy myślę o mistrzostwach świata to przed oczami od razu pojawia się turniej w 2007 roku w Niemczech, gdzie jechaliśmy jako czarny koń i chyba nikt nie spodziewał się, łącznie z nami, że sięgniemy po wicemistrzostwo świata. To był niespodziewany i historyczny sukces. Nie chcę mówić, że my w to nie wierzyliśmy, bo każdy sportowiec ma marzenia. Każdy chce być lepszy w tym, co robi. Indywidualnie prezentowaliśmy wysoki poziom, ale do pewnego momentu brakowało impulsu w kadrze, ale to przyszło na turnieju i rośliśmy z każdym kolejnym meczem.

- A turniej w Chorwacji w 2009 roku przeszedł już do historii, również dzięki pana bramce przeciwko Norwegii.

- O tej imprezie nie mogę nie wspomnieć, bo nie dość, że zdobyliśmy brązowy medal, to w dodatku ta bramka... Wiem, że to czasami odgrzewany kotlet, ale dla takich chwil, dla takich momentów wkłada się trud na treningach, wylewa siódme poty. To radosna chwila, okupiona bólem, bo jechałem na ten turniej z kontuzją. Sport daje właśnie taką możliwość, że można przeżywać piękne chwile. Można być miliarderem i takich emocji nie przeżyć.

Artur Siódmiak

i

Autor: Cyfra Sport Artur Siódmiak

- Obie te imprezy były motorem napędowym dla szczypiorniaka w Polsce. Ale jednak trudno nie odnieść wrażenia, że wasz trud i sukcesy zostały nieco zaprzepaszczone, bo powstała dziura pokoleniowa.

- Prawda. Za "bumem" po tych turniejach nie poszło szkolenie młodych zawodników. Procesy, które powinny zajść w latach 2008, 2009, ruszyły dopiero około 2012 roku. I właśnie stąd wzięła się dziura pokoleniowa. Ciężko ją było załatać. Teraz mamy przypływ fajnych, młodych ludzi. Wszystko zdecydowanie ruszyło do przodu i jest to zrobione z głową i z planem. Po igrzyskach w Rio w 2016 roku wszystko zaczęło iść w dobrym kierunku.

- Nie bolało pana serce, gdy reprezentacja męczyła się z Kosowem w 2019 roku (remis 23:23 w Kosowie - przyp. red.)?

- Rzeczywiście było nieco przykro patrzeć na takie spotkanie. To był upadek do trzeciej ligi i przypomniały mi się czasy, gdy to my startowaliśmy od eliminacji do eliminacji. Każdy proces ma jednak gdzieś swój początek i od pewnego czasu wszystko idzie w dobrą stronę. Na MŚ w Egipcie i na ME rok temu udało się pokazać fajną grę i uzyskać dobry wynik.

- W kadrze grał pan z takimi postaciami jak m.in. Tkaczyk, Bielecki, Szmal. Czy to była drużyna gigantów handballa?

- To byli zawodnicy klasy światowej, tuzy piłki ręcznej i jedni z najlepszych na globie w tamtym czasie. Dlatego ja się bardzo cieszę, że mogłem grać w takim okresie i u ich boku walczyć o najwyższe cele. Nie można zapominać o takich postaciach jak Bogdan Wenta i Daniel Waszkiewicz. To było idealne połączenie, bo Bogdan był charyzmatyczny, nienawidził przegrywać, potrafił uderzyć pięścią w stół. A Daniel, gdy czasami widział, co się święci, starał się go temperować. Uzupełniali się idealnie.

Ferrari dzwonił i płakał. To jest fujara - Kamil Łaszczyk przed FAME MMA 17
Najnowsze