"Super Express": - Kiedy okazało się, że wylosowaliście Kilonię, wszyscy postawili na was krzyżyk. Nie macie szans...
Marcin Wichary: - Zajęliśmy czwarte, ostatnie premiowane awansem miejsce w grupie i musieliśmy trafić na silnego rywala. Mogliśmy wylosować źle albo bardzo źle. Wylosowaliśmy... najgorzej, jak można było. Kiel w tym sezonie jak walec rozjeżdża przeciwników, bije wszystkich w najlepszej lidze świata. Ale trzeba będzie wyjść i walczyć.
- Macie jakiś sposób, aby pokrzyżować Niemcom plany?
- Na pewno trener Lars Walther coś wymyśli, ale tak naprawdę to nie ma uniwersalnej recepty na sukces. O wszystkim zdecyduje dyspozycja dnia. Musimy bez strachu wyjść na Niemców i pamiętać, że to nie są nadludzie. W 2005 roku pokazaliśmy, że można ich pokonać. Wtedy wygraliśmy w Płocku 32:31. Przy maksymalnym zaangażowaniu i wsparciu naszych kibiców może dojdzie do powtórki z historii i znów będziemy się cieszyć ze zwycięstwa?!
- Bez względu na to, jaki padnie wynik, pan na brak pracy na pewno nie będzie narzekał...
- Nie ma się co łudzić, w pojedynkę z Kilonią meczu nie wygram. Kiel ma tyle indywidualności, że jeżeli myślimy o zwycięstwie, naszą siłą musi być drużyna. Są takie mecze, w których ambicja i żelazna konsekwencja niwelują różnicę w umiejętnościach. Jedno jest pewne - bez względu na to, czy odpadniemy, czy też staniemy się sprawcami największej niespodzianki sezonu - nie pękniemy. O jedno możecie być spokojni, po meczach z Kilonią nikt się za nas nie będzie wstydził! To mogę obiecać.
Nie przegap
Liga Mistrzów, Orlen Wisła Płock - THW Kiel, Polsat Sport, dziś, 20.00