Reprezentacja Polski, piłka ręczna, ME w piłce ręcznej

i

Autor: CYFRA SPORT

ME w piłce ręcznej: Gdy brakuje słów, gdy oszukał przyjaciel

2016-01-28 10:00

Ten tekst miał powstawać w zupełnie innym nastroju. Wyobrażałem sobie, że napiszę kolejną analizę o tym jak genialną drużynę szczypiornistów mamy i jak niewiele dzieli nas od finału ME w piłce ręcznej. Tymczasem w środę Chorwacja oblała nas zimną wodą, a ja poczułem się jak zdradzony przez najlepszego przyjaciela.

Po raz pierwszy na mecz piłki ręcznej zabrał mnie tata. Był to rok 1999, miałem sześć lat. Z racji tego, że wychowałem się w Kielcach od tego czasu w weekend podróżowałem tylko ze stadionu Korony na halę Iskry przy ulicy Krakowskiej. Postkomunistyczny budynek, w którym pierwsze kroki w poważnym handballu stawiał Karol Bielecki, przechowuje do dziś wiele wspaniałych wspomnień związanych ze szczypiorniakiem w wydaniu krajowym, jak i międzynarodowym. Pierwszy mecz reprezentacji jaki obejrzałem odbył się kilka lat później w tym samym miejscu, a nasza drużyna zagrała z Austrią. Już wtedy wiedziałem, że zostaniemy przyjaciółmi, wymieniliśmy się numerami telefonów.

ME w piłce ręcznej: Po meczu Polska - Chorwacja

Przez te kilkanaście lat zwiedziłem mnóstwo obiektów w Polsce i za granicą, podróżując za reprezentacją Polski. Nasza przyjaźń kwitła coraz mocniej i rzadko wystawiana była na próbę. W tym czasie drużyna narodowa zdobywała medale mistrzostw świata w Niemczech, Chorwacji i Katarze. Wtedy był z nimi cały kraj, każdy chciał się ze szczypiornistami pokazywać. Nie byłem wyjątkiem, coraz mocniej obnosiłem się ze swoim zainteresowaniem piłką ręczną, mając w perspektywie Euro 2016, którego mieliśmy być gospodarzami.

Mijały miesiące, wydawało się, że nowy ojciec kadry Michael Biegler znalazł z zawodnikami wspólny język i razem dojdą do wielu sukcesów. Jedyne co martwiło mnie, to fakt, że mieliśmy dość zaawansowany wiekowo zespół. "Spokojnie, jest przecież młody Kamil Syprzak i kilku innych, to dobra mieszanka" - uspokajałem się sam. Środowe spotkanie z Chorwacją pokazało, że okłamywałem się sam. Nie mamy na ten moment następców dla odchodzących powoli gwiazd. Kamil Syprzak na kole to za mało, tym bardziej, że w decydującym spotkaniu został zupełnie wyłączony z gry i sam nie mógł sobie z tym poradzić.

Przegraliśmy w kluczowym meczu 23:37. Poczułem się naprawdę bardzo, bardzo źle. Przez lata z reprezentacją Polski nasza przyjaźń była żywiona obustronnie. Sukcesy sprawiały, że nie wierzyłem, że dobra karta kiedykolwiek się odwróci (nie liczę wpadek z Serbią w Alicante czy mistrzostw Europy, które były po drodze - styl tamtych niepowodzeń mogłem zaakceptować). Moja czujność została uśpiona. Po przegranej z Norwegią 28:30 wydawało mi się, że był to wypadek przy pracy. Tym bardziej, że chłopaki byli bardzo zdenerwowani i już dwa dni później wyszli niesamowicie zmotywowani na Białoruś.

Ten turniej był jak piękny sen. Wszystkie te lata to jakaś bajka. Szczypiorniak przeniósł się z małych hal, jak ta w Kielcach czy "Blaszak Arena" w Płocku, na przepiękne, wielotysięczne obiekty. Reprezentanci torowali sobie drogę do kolejnych wyróżnień, zarówno indywidualnych, jak i drużynowych. Wszystko szło zgodnie z planem...

... dlatego też przed środą nie czułem obaw. Tym większy ból sprawił mi mój kompan, z którym żyłem w zgodzie tyle lat. Poczułem się po prostu zdradzony. Przeżyłem mnóstwo porażek, ale każda z nich była do zaakceptowania, bo widziałem walkę. - Nie przegraliśmy tego meczu w głowach - mówił Michał Jurecki. Absolutnie się z tym nie zgadzam! Nasi szczypiorniści nieraz pokazywali, że zarówno w zespole, jak i indywidualnie są świetni sportowo. Wiecie dlaczego? Dlatego, że potrafili wykrzesać ostatki swoich możliwości z charakteru, walki i zaangażowania. W środę tego zabrakło i nie mam pojęcia dlaczego. Po takiej wpadce nie mam nawet ochoty odebrać od przyjaciela telefonu z przeprosinami.

Musi minąć trochę czasu zanim rany się zabliźnią. Na razie ból jest świeży i ciężko mi się pogodzić z tą porażką. Wiem jednak, że przez te lata reprezentacja Polski dostarczyła mi mnóstwa radości i tym chłopakom należy się szacunek. Wiem też, że pokusa okaże się silniejsza i za kilka godzin sam wykręcę numer do starego znajomego. Tym bardziej, że będzie potrzebował mojego wsparcia. Polska zagra ze Szwecją tylko o siódme miejsce we Wrocławiu. Jednak prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie i nie mam zamiaru teraz reprezentacji zostawić. Jestem pewny, że żaden z kibiców tego nie zrobi. Bądźcie z tymi Gladiatorami i teraz! Przez lata to oni dawali Wam ukojenie w trudnych chwilach, odwdzięczcie się im. Ponieście ich w piątek do zwycięstwa, dla nas to i tak będzie mały finał, a wielki sprawdzian lojalności!

Najnowsze