Mecz ze Szwecją wlał w serca polskich kibiców sporo optymizmu. Przed mistrzostwami świata w Niemczech nie mówiło się o tym, że Polki są w stanie powalczyć o powtórzenie sukcesów z dwóch ostatnich turniejów. Wygrana z kandydatkami do medalu w inauguracyjnym spotkaniu, po dobrej grze powoduje, że oczekiwania co do osiągnięc na tym turnieju wzrosły.
Potwierdzenie dyspozycji z sobotniego meczu widzieliśmy w pierwszych minutach rywalizacji z reprezentacją Czech. Polki bardzo szybko osiągnęły dużą przewagę. W jedenastej minucie prowadzily już 6:2. Czeszki nie mogły poradzić sobie z naszą obroną. Skutkiem tego były liczne interwencje Adrianny Płaczek. W ataku natomiast ponownie brylowała Karolina Kudłacz-Gloc oraz Kinga Achruk.
Problemy pojawiły się wraz ze zmianą systemu obrony rywalek. Trener Jan Basny zarządził ustawienie 5-1, z którym ewidentnie nie mogły sobie poradzić nasze zawodniczki. Konsekwencją było zmniejszenie strat. W dwudziestej pierwszej minucie Helena Rysankowa rzuciła swoją pierwszą barmkę, a ósmą dla reprezentacji Czech i przewaga biało-czerwonych stopniała do dwóch goli.
Po krótkim kryzysie Polki zdołały wrócić na właściwe tory. W dwóch ostatnich meczach cieszy przede wszystkim skuteczność z rzutów karnych, z którymi mieliśmy problem w ostatnich turniejach. Po dwa trafienia z siedmiu metrów w pierwszej połowie zaliczyły Achruk i Kudłacz-Gloc. Podopieczne Leszka Krowickiego schodziły na przerwę z trzema bramkami zapasu i wynikiem 15:12.
Druga połowa rozpoczęła się ponownie od szybkich trafień Polek, które podwyższyły prowadzenie do pięciu bramek. Ale od trzydziestej ósmej minuty Polki niemal przestały grać. Ciężko opisać te minuty inaczej niż "odcięciem prądu". Czeszki w sześć minuty doprowadziły do wyrównania i stanu 19:19. Biało-czerwone w fatalny sposób gubiły piłki i nie potrafiły zatrzymać rozpędzonych rywalek.
Natomiast reprezentacja Czech grała z dużą skutecznością. Nasze przeciwniczki poczuły, że są w stanie wygrać ten meczu i złapały drugi oddech. Zawodniczki Leszka Krowickiego nie potrafiły przełamać nieskuteczności i nie potrafiły uporządkować gry. Fatalnie myliła się Kudłacz-Gloc, gola nie mogła zdobyć Grzyb, a kolejne inetrwencje notowała Lucie Satrapowa.
Czeszki wygrały drugą połowę 17:10, a w sumie w całym spotkaniu 29:25. Przed reprezentacją Polski teraz dzień przerwy i trzeba zrobić wszystko, aby świetny mecz ze Szwecją nie poszedł na marne.
Polska - Czechy 25:29 (15:12)
Polska: Gawlik, Płaczek - Górna, Kobylińska 3, Roszak 1, Grzyb 3, Kudłacz-Gloc 6, Janiszewska 4, Zawistowska 1, Zych, Drabik 2, Kozłowska, Lisewska, Szarawaga, Achruk 5, Urtnowska
Czechy: Strapowa, Kudlackowa - Muellnerowa, Galuskowa, Rysankowa 2, Salcakowa 1, Manakowa 1, Kordowska, Hrbkowa 1, Luzumowa 7, Adamkowa, Marcikowa, Setelikowa 2, Zachowa 2, Jerabkowa 9, Mala 4