Sam szkoleniowiec też chce dalej prowadzić Biało-Czerwonych, ale z ostateczną deklarację wstrzymuje się do listopadowych wyborów władz ZPRP. - Kiedy prowadziłem Węgry, po zmianie szefa federacji czułem, że nowy prezes chce zmian i nie było jednomyślności w działaniu. Dlatego teraz wolę poczekać na wybory, niż potem być dla kogoś ciężarem - nie owija w bawełnę Dujszebajew.
"Super Express": - Pan chce dalej prowadzić Polskę, chce pana prezes Kraśnicki. Po co czekać z przedłużeniem umowy?
Tałant Dujszebajew: - Jeśli po wyborach prezes Kraśnicki lub jego następca jasno zadeklaruje, że chce ze mną współpracować, z dumą pozostanę selekcjonerem. Zawsze mówiłem, że marzę o tym, by doprowadzić Biało-Czerwonych do igrzysk w Tokio. Ten cel się nie zmienia. Ale muszę mieć jasny przekaz, że związek chce ze mną dalej pracować.
- Rozmawialiście z prezesem Kraśnickim na temat dalszej współpracy?
- Pan Kraśnicki to mądry człowiek. Rozmawialiśmy o wszystkim, i o strategii dalszej pracy z kadrą, i o życiu. Ale co przyniesie przyszłość? Okaże się po wyborach. Na razie koncentruję się na dwóch meczach eliminacji mistrzostw Europy 2018 - z Serbią i Rumunią, które czekają nas na początku listopada.
- Piłkarze Vive Kielce, z którymi zajął pan trzecie miejsce w klubowych mistrzostwach świata, przystąpili do nowego sezonu właściwie bez odpoczynku. Wytrzymają jego trudy?
- Po poniedziałkowym meczu w Elblągu mamy teraz dziewięć dni spokoju. Będzie czas, żeby spokojnie popracować, a chłopaki naładują akumulatory w domach z rodzinami.
- A pan miał czas, żeby odpocząć po Rio?
- Byłem w Warszawie, poza tym spacery z żoną, kolacje. Zresztą odpoczynek jest dla zawodników. Trener musi pracować.