"Super Express": - Decyzja o odejściu jest nieodwołalna?
Tałant Dujszebajew: - Ne ma odwrotu. Jestem człowiekiem honorowym i jak powiedziałem "a", to się tego trzymam.
- Poddaje się pan w połowie drogi? Przecież weryfikacją pana pracy miał być awans na igrzyska w Tokio w 2020 roku.
- To wszystko prawda, ale. Byłem odpowiedzialny za tę drużynę, układałem skład i taktykę. Nie wywalczyłem awansu do mistrzostw Europy i krytyka powinna się skupić na mnie.
- Dlaczego drużyna, która niespełna rok temu w Rio było o krok od medalu, w eliminacjach do Euro spisuje się tak słabo?
- Odpowiem tak. Jest ósmy maja. Wiosna raz przychodzi, raz odchodzi. Nie może się ta pogoda jakoś wyklarować. Nie chcę rozmawiać o piłce ręcznej. Teraz najłatwiej obrzucić błotem reprezentację. Ale to ludzie, a nie roboty. Każdy może przeżywać słabszy okres.
- Największy sukces w pracy z Polską i największa osobista porażka Tałanta Dujszebajewa w trakcie prowadzenia naszej kadry?
- Porażka to bezdyskusyjnie brak awansu na Euro. A plusy? Zawsze będę dumny z tych chłopaków za ich walkę o igrzyska, a potem występ w Rio. Zdobyliśmy czwarte miejsce, byliśmy o krok od brązowego medalu. Pozytywów w pracy z polską kadrą było zdecydowanie więcej niż negatywnych chwil.
- Co dalej, tylko praca w Vive, czy też ma pan w planach objęcie innej reprezentacji?
- Słaba dziś ta pogoda.