Kibice nie mają wątpliwości: mecz Vive Kielce z Czechowskimi Niedźwiedziami to była prawdziwa wojna. Po niesamowitej walce Polacy odnieśli pierwsze zwycięstwo w Lidze Mistrzów.
- Zawsze, kiedy Polska gra z Rosją, to jest wojna. Teraz również był fenomenalny mecz - podkreśla Sławomir Szmal. - Ja nie traktowałem tego spotkania jako potyczki na śmierć i życie, bo mam w Czechowskich Niedźwiedziach kilku kolegów, z którymi grałem w Niemczech. Ale zwycięstwo było dla nas piekielnie ważne.
Grali po równo
Pierwsze dwa mecze w fazie grupowej Ligi Mistrzów polski klub przegrał - z węgierskim Veszprem i niemieckim Fuechse Berlin.
- Teraz po prostu musieliśmy wygrać, by nadal liczyć się w walce o wyjście z grupy - wyjaśnia Szmal.
Bramkarz reprezentacji Polski w 2009 roku był najlepszym piłkarzem ręcznym świata. Teraz w Vive Kielce w Lidze Mistrzów często siada na ławce rezerwowych. Jego miejsce w bramce zajmuje Duńczyk Marcus Cleverly. To on obronił dwa rzuty karne w końcówce meczu z Czechowskimi Niedźwiedziami. - W Moskwie graliśmy z Marcusem mniej więcej po równo. Z Lisami w Berlinie miałem gorączkę po zatruciu pokarmowym, dlatego zostałem w rezerwie - tłumaczy Sławomir Szmal. - Zresztą nieważne, kto gra, liczy się przecież interes drużyny.
Po słabszej grze Vive na początku sezonu pojawiły się opinie, że to taki "papierowy tygrys".
Trzeba się zgrać
- Spokojnie. Drużyny nie da się zbudować w dwa miesiące, potrzeba na to co najmniej pół roku. Musimy się zgrać i poznać, wtedy przyjdą wyniki - uważa Szmal. - W Lidze Mistrzów trafiliśmy do niesamowicie silnej grupy, gdzie każdy może wygrać z każdym. Udowodniliśmy to na gorącym terenie w Rosji, wyszarpując zwycięstwo w ostatniej sekundzie meczu.