Justyna nie jest specjalistką od sprintu, ale wygrała bieg na dystansie 1200 metrów. W finale na podbiegu uciekła rywalkom i nie oddała prowadzenia aż do samej mety. Wygrała z przewagą 5 metrów (w sprincie to bardzo dużo) nad drugą na mecie Majdić. Pomogła jej... złość.
- Justynka była bardzo zła po ćwierćfinale, w którym jedna z Norweżek zajechała jej drogę. Już wtedy wiedziałem, że będzie mocno walczyć o zwycięstwo. Jestem jednak zaskoczony, że... wygrała. Tego się absolutnie nie spodziewałem. Ten sukces przyszedł trochę za wcześnie. Z podbudową fizyczną, jaką zdobyła latem, powinna wytrzymać do końca sezonu - mówi "Super Expressowi" trener Kowalczyk - Aleksander Wierietielny (62 l.).
Swój udział w zwycięstwie mieli też nowi estońscy serwisanci. - Trener kadry Estonii, u którego pracowali przez dziesięć lat, przewidział, że Justyna wygra sprint - wyjawia Wierietielny. - Cóż, w ich ekipie coś źle zaiskrzyło i chłopaki przeszli do nas. Chłopaki na medal. Mam lepszych fachowców niż Estonia.
W niedzielę naszej najlepszej narciarce poszło gorzej, upadła 300 m po starcie, na zjeździe. Była potłuczona i podrapana, straciła kilkanaście sekund i szansę na podium. Na mecie była wściekła na siebie i jeszcze tego samego wieczoru... pobiegła na trening.