Konkurs rozpoczął się dla Polaków doskonale. Łukasz w pierwszej serii skakał jako piąty i z wynikiem 105 metrów (74 pkt.) objął prowadzenie, którego nie oddał prawie do końca zawodów. Jego śladem poszedł drugi z Polaków – Kacper Tomasiak, który skokiem na 104,5 metra (73 pkt.) został wiceliderem olimpijskiego konkursu.
Przed serią finałową lepiej być nie mogło. Dwóch Polaków na prowadzeniu – jak to przystało na kraj, w którym skoki są praktycznie sportem narodowym. Tuż za naszymi reprezentantami uplasowało się dwóch innych skoczków, którzy teoretycznie mogli zagrozić im w serii finałowej. Trzecie miejsce zajmował Kazach Ilya Mizernykh (103,5 m/71 pkt.), a 4. Szwajcar Felix Trunz (103,5 m/71 pkt.).
W drugiej serii karty rozdawał wiatr i od jej rozpoczęcia co chwilę zawodnicy byli wstrzymywani. Jednak w rezultacie konkurs przebiegał bez większych problemów i przestojów.
Na dobre warunki trafił Austriak Niki Humml, który po 1. serii był 8., a w finale po skoku na 106 metrów objął zdecydowane prowadzenie w konkursie i stał się automatycznie pretendentem do podium.
Jako czwarty od końca na belce startowej pojawił się Trunz. Szwajcar tym razem oddał gorszy skok – 101 m i z notą łączną 209 pkt. wskoczył na fotel wicelidera. Na górze pozostała już tylko trójka zawodników.
Doskonale zaprezentował się w serii finałowej ten trzeci po pierwszej rundzie – skoczek z Kazachstanu. Mizernykh uzyskał co prawda gorszy wynik niż w pierwszej próbie – 102 m, ale nota łączna 214 pkt. wyprowadziła go na prowadzenie.
W grze pozostało tylko dwóch, biało-czerwonych zawodników. Kacper Tomasiak, który ma już na swoim koncie srebro drużynowe mistrzostw świata juniorów z kanadyjskiego Whistler w 2023 roku i 4. lokatę indywidualnie – niestety nie wytrzymał presji i po nieudanym skoku spadł na 6. miejsce, kończąc zawody ostatecznie na 7. pozycji.
Przyszedł czas na lidera – Łukasza Łukaszczyka, który swoimi występami w Korei Południowej wywołał niemałe poruszenie już podczas treningów. Przypomnijmy, że podczas jednego z nich skoczył na odległość 114 metrów, zostając tym samym nieoficjalnym rekordzistą olimpijskiej skoczni w PyeongChang. Jak przypominali wtedy eksperci, takiego wyniku jak ten polskiego 16-latka, nie uzyskiwali nawet dorośli zawodnicy podczas igrzysk 6 lat temu.
I tym razem Łukasz nie zawiódł. Polak poszybował na odległość 108,5 metra deklasując rywali i tylko upadek po wylądowaniu pozbawił go złota. Sędziowie „wycenili” jego próbę na 33 punkty, jednak nota łączna 209,7 pkt. dała mu brązowy medal Młodzieżowych Zimowych Igrzysk Olimpijskich! Start polskiej ekipy wspiera Kinder Joy of Moving. – Gdyby poleciał dwa metry dalej, miałby złoto – powiedział po zawodach trener Łukasza Grzegorz Miętus. – Dla nas jest zwycięzcą. Skakał dziś zdecydowanie najlepiej. Ogólnie od samego początku tutaj prezentował równy, wysoki poziom i gdyby nie upadek, to kolor medalu byłby inny. Ale trzeba się cieszyć z tego co jest – medal to medal. Obaj nasi zawodnicy byli w dobrej formie odkąd tu jesteśmy, ale nie sądziliśmy, że w aż tak dobrej… tym jesteśmy pozytywnie zaskoczeni. Trzeba przyznać, że to był bardzo ciężki konkurs, bo wiatr wiał mocno i powodował przerwy, raz dłuższe, raz krótsze. Zawodnicy tam na górze nie mają żadnych koców, a są to przecież młodzi chłopcy i nie mają jeszcze dużego doświadczenia. Dlatego Kacper popełnił mały błąd, spóźnił odbicie, następnie wyhamował całą prędkość tuż za progiem, a potem jej zabrakło podczas lotu. Łukasz za to wytrzymał presję, ale nie ustał lądowania i się przewrócił. Obawialiśmy się jego lądowania, bo padający śnieg powodował grząskość na dole, jednak już od wyjścia z progu wiedzieliśmy, że leci po medal – dodał Grzegorz Miętus.
Mimo niedosytu, bo złoto było blisko, medal Młodzieżowych Igrzysk Olimpijskich ucieszył młodego polskiego skoczka. – Niestety przy lądowaniu skantowałem nartą, zahaczając jedną o drugą i się przewróciłem. Jest lekki niedosyt, ale jestem zadowolony. Pogoda dziś była różna co powodowało lekki stres, tym bardziej, że prowadziłem po pierwszej serii. Jednak udało mi się go opanować – kilka głębokich wdechów i wydechów oraz skupienie się tylko na skoku i musiało być dobrze – skomentował po dekoracji swój występ Łukasz Łukaszczyk.
Brąz Łukaszczyka to pierwszy polski medal w Korei Południowej i dopiero drugi w historii startów Polaków w zimowych młodzieżowych igrzyskach olimpijskich. Ten pierwszy – złoto – wywalczył 4 lata temu w Lozannie biathlonista Marcin Zawół.
Już w niedzielę Polacy staną do walki o kolejne krążki, a jednym z faworytów do podium będzie biathlonista Grzegorz Galica upatrujący swojej szansy w sprincie, który zostanie rozegrany w niedzielę. Trzymamy kciuki za wszystkich Polaków, bo piszą oni tu historię.