"Super Express": - Andrzej G. ma żal do pana, że odwrócił się pan od niego w trudnej sytuacji. Mówi, że gotowi byli poręczyć za niego Wichniarek, Tomaszewski, Gollob i Michalczewski. Tylko pan mu odmówił. To prawda?
Franciszek Smuda: - A co ja miałem poręczyć? Owszem, przyszedł do mnie facet, którego jako tako znam, ale tak mi to wytłumaczył, że myślałem, że chodzi o poręczenie kwotą 13 milionów złotych. O przywłaszczenie takiej sumy jest oskarżony G. i byłem pewien, że poręczenie z mojej strony oznaczać będzie, że w razie czego to ja będę musiał tyle zapłacić.
- Chodziło tylko o poręczenie z pana strony jako osoby publicznej. Nic nie musiałby pan płacić...
- A nawet jak tak było, to co? Miałem go wybawiać, jeśli przywłaszczył te 13 milionów? Mnie te sprawy naprawdę nie interesują. Nienawidzę kombinowania, choć nie chcę w tej sprawie ferować wyroków. Za mały jestem, żeby te wszystkie biznesy zrozumieć.
- Grajek powiedział, że nigdy tego panu nie wybaczy...
- Nie interesuje mnie to, co Andrzej o mnie myśli, nie dbam, czy mi wybaczy... Zresztą ja też mógłbym mu wielu rzeczy nie wybaczyć. Mówicie, że to mój przyjaciel? A co to za przyjaźń? W Widzewie potrafił mi powiedzieć "wyp..." i zatrudnił innego trenera. I co, ja miałbym teraz iść za nim w ogień?
- Czyli nie poda mu pan pomocnej ręki?
- Owszem, mogę mu pomóc, jeśli nie będzie miał co jeść. Ale w biznesowe sprawy się nie wtrącam. Ja się zajmuję piłką. A czy mi go szkoda? Wie pan... Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz. Andrzej G. nie ma prawa być rozżalony na mnie. To taki człowiek, który ma żal do wszystkich, ale uważa, że do niego nie można mieć żadnych pretensji, nawet jak człowiekowi zrobi krzywdę. To tyle w tej sprawie.