Tak skończył się dla niej świąteczny pobyt w domu. Potem przez Wałbrzych pojechała do Oberhofu w Niemczech. Dzisiaj rozpoczyna się tutaj trzeci cykl Tour de Ski (7 biegów narciarskich w ciągu 9 dni) - turniej, w czasie którego narciarze walczą o duże pieniądze.
- Była nas przy wigilii dziesiątka - opowiada nam najlepsza polska narciarka. - Lubimy jeść, a ja jem zdecydowanie więcej od innych. Ale ciężko pracuję fizycznie, więc wszystko spalam. Apogeum dań stanowi karp i muszę spożywać to dziadostwo, ale wolę tradycyjne u nas potrawy z kaszy, fasolkę, groszek, kwaśnicę, uszka i inne pierogi. Do przygotowań przyłożyłam się, bo kupiłam prezenty i ubrałam dużą choinkę w ogródku. Ten obowiązek tradycyjnie spada na mnie. Prezentu, który bym chciała, dostać nie mogę. A chciałabym paczuszkę z gwarancją, że będę zdrowa - dodaje ze śmiechem.
Rok i dwa lata temu Kowalczykówna łapała infekcje podczas Tour de Ski. I przez to nie spełniła swoich ambicji, zajmując lokaty 11. i 7.
- Ale to już nie może się powtórzyć - mówi z przekonaniem. - Jedzie z nami doktor Jarosław Krzywański i wierzę, że w razie czego zdusimy przypadłość w zarodku. Nie lecę samolotem, gdzie zawsze jest złe dla mnie powietrze. Zabieram termowentylator, by regulować ciepło w hotelowym pokoju. A od niedawna moimi "ulubionymi" cukierkami są pastylki szałwiowe. Mają znakomity wpływ na drogi oddechowe.