W sobotnim biegu na 10 km stylem klasycznym polska narciarka biegła w czołówce. Na 1,5 km przed metą upadła jednak na zjeździe. Na mecie była 23. Kosztowało ją to utratę prowadzenia w Tour de Ski i w Pucharze Świata.
Majdić drogo zapłaci
- Nie wiem, co się stało, że straciłam równowagę. Warunki były ciężkie - mówiła na mecie Justyna. - Ale i tak nie straciłam wiele czasu, a Petra Majdić może nazajutrz drogo zapłacić za to, że tak dobrze pobiegła.
Kowalczyk nie liczyła jednak na zmęczenie rywalek. Sprawę zwycięstwa postanowiła rozstrzygnąć sama. W niedzielę na 9-kilometrową trasę ruszyła z ogromnym animuszem. 31 sekund straty do Majdić nie robiło na Justynie wrażenia. Pewna swojej siły zaatakowała po 6 kilometrach, dokładnie u stóp "ściany płaczu". I wystarczyło niespełna półtora kilometra, by dopadła rywalkę. Dobrze szły narty posmarowane przez jej estońskich serwismenów.
Kontra Justyny
Na 800 m przed metą Polka minęła Słowenkę i zostawiała ją coraz dalej i dalej za plecami. Rywalka nie była w stanie skontrować.
Na ostatnim odcinku Justynie towarzyszyli polscy kibice z flagą oraz trener Aleksander Wierietielny (62 l.) biegnący wzdłuż trasy. Po minięciu mety Justyna nie miała sił się cieszyć. Wycieńczona leżała na ziemi przez minutę.
- Ostatnich dwustu metrów biegu nie pamiętam - przyznała.
Trener Wierietielny, choć powtarza, że właściwa forma przyjdzie dopiero na igrzyska, nie jest zaskoczony znakomitą postawą podopiecznej.
- Justyna jest bardzo mocna i dobrze przygotowana. Ale konkurentki nie są słabsze od niej i nie śpią. Nawet te, które siedzą teraz w domu i oglądają Justynę w telewizji - ostrzega jednak Wierietielny.
Rekordowy zarobek
Polska mistrzyni ukończyła występ w Tour de Ski z historycznym dorobkiem: po raz pierwszy wygrała klasyfikację generalną turnieju, po raz pierwszy wygrała w nim poszczególne biegi (aż trzy) i pobiła rekord życiowy jednorazowego zarobku: 177 500 franków szwajcarskich (497 tys. zł) w całej imprezie!