Kosmiczne pchnięcie Majewskiego

2009-08-01 5:00

- Dwadzieścia sześć lat to zupełnie wystarczy i najwyższy już czas, aby pobić rekord Polski” - mówił jeszcze w poniedziałek Tomasz Majewski (28 l.). Chyba nawet sam nie przypuszczał, że tak szybko jego zamiar się spełni.

Wynik 21,95 m uzyskany w Sztokholmie to nie tylko rekord kraju w pchnięciu kulą, lepszy o 27 cm od wyniku Edwarda Sarula. To także najlepszy rezultat na świecie w tym sezonie. A rekord życiowy sprzed kilku dni poprawiony został o 31 cm.

- Czuję się dobrze i nie zaszumiało mi w głowie – zapewnił światowy lider w rozmowie z „Super Expressem”. - Nawet jeszcze do mnie to nie dotarło. Ale wyszło mi wreszcie dobre pchnięcie: szybkie, mocne i trafione w odpowiedni punkt.

Ten „punkt” to odpowiednie zablokowanie nóg i bioder przed wypchnięciem kuli. Dotąd nasz mistrz miał z tym kłopoty. Skoro zaczyna sobie z tym radzić, być może kula wkrótce poleci jeszcze dalej. Dzisiaj Majewski startuje w mistrzostwach Polski w Bydgoszczy, a kolejny występ czeka go w mistrzostwach świata w Berlinie, 15 sierpnia.

- Nie miałem żalu do kuli, że nie poleciała dwadzieścia dwa metry. W ten sposób ciągle mam cel przed sobą – nie krył świeżo upieczony rekordzista. - Co by było, gdybym go zrealizował teraz? Zostawmy go na Berlin. Jeżeli ma się spełnić, to najlepiej tam. Chciałbym tam wykonać próby z taką szybkością i taką mocą, przy których technika będzie najlepsza.

Mistrz olimpijski niczym biblijny siłacz Samson od wielu lat nosi długie włosy. Dla Samsona były one źródłem siły.

- Nie ma mowy o ich ścinaniu. W tym roku nawet ich nie skracałem – deklaruje kulomiot rekordzista.

Warto zauważyć, że poprzedniemu rekordowi Polski zabrakło jednego dnia do 26. rocznicy. Edward Sarul ustanowił go w Sopocie, a tydzień później zwyciężył w mistrzostwach świata. Tomasz Majewski pobił ten rekord także na wybrzeżu Bałtyku i tuż przed mistrzostwami świata. Życzymy powtórki!

Sarul: Kula spadła mi z serca

Edward Sarul (51 l.), jedyny polski mistrz świata w kuli (1983) i dotychczasowy rekordzista Polski:
- Ile to już trwało lat! Teraz jakby kula spadła mi z serca, bo za długo nosiłem to brzemię. Rekord trafił teraz w godne ręce, ręce kandydata do tytułu mistrza globu. Nawet nie wypadało, by mistrz olimpijski nie rozprawił się z rekordem kraju. Tomek przez kilka lat walczył z granicą 21 metrów, a teraz przełamuje nowe bariery. Może pchnąć 22 i pół metra, nawet w tym roku. Cieszę się i gratuluję mu. Jedyna nutka zazdrości z mojej strony to jego możliwości trenowania i startowania na całego. Ja byłem zawodnikiem w epoce kartek na mięso, a jako miotacz musiałem się odżywiać. Pprzysłuzyła sie rodzina żony, która jest z pochodzenia Węgierką. Przysyłali mięso, a i ja sam przywoziłem je z Węgier. No i ta stracona olimpiada 1984, w której byłbym jednym z faworytów. Po niej straciłem taka całkowitą motywacje do treningu. Tym bardziej, że nie sprzyjały ówczesne wynagrodzenia w rodzaju „uścisk ręki prezesa”

Najnowsze