Luciano Zauri

i

Autor: archiwum se.pl

Luciano Zauri: Uratowałem wnuczkę Zbigniewa Bońka WYWIAD

2013-01-24 10:51

O tym wypadku pisała prasa na całym świecie. 7-letnia wnuczka Zbigniewa Bońka (57 l.) wpadła w rzymskiej restauracji do niezabezpieczonego włazu i tylko cud sprawił, że nic jej się nie stało. Z potwornej pułapki Giulię wyciągnął piłkarz Lazio Rzym Luciano Zauri (35 l.). Tylko "Super Express" dotarł do piłkarza, który został bohaterem.

"Super Express":- Jak w pana oczach wyglądało to dramatyczne wydarzenie?

Luciano Zauri: - Nic nie zapowiadało tak strasznej i tak groźnie wyglądającej sytuacji. To był dzień jak co dzień, choć dla mnie jednak szczególny, bo obchodziłem 35. urodziny. Świętowaliśmy właśnie w tej restauracji ze znajomymi i rodziną. W pewnym momencie, między 16.00 a 16.30, zrobiło się straszne zamieszanie w okolicach damskiej toalety. Podszedłem tam i zobaczyłem dziurę pod umywalką. Okazało się, że w środku jest dziecko, które krzyczy.

- Od razu rzucił się pan na pomoc czy próbował kogoś wezwać?

- Nie było czasu na rozmyślania, trzeba było działać natychmiast. Sam jestem ojcem dwójki dzieci, więc nie zastanawiałem się ani chwili, rzucając na ratunek. Najpierw zsunąłem się do połowy, żeby w ogóle coś zobaczyć. Było strasznie ciemno, więc krzyknąłem, aby ktoś mi podał telefon komórkowy. Po chwili trzymałem już w ręce telefon, którego użyłem jako latarki. Musiałem ocenić sytuację i zobaczyć, jak to wszystko wygląda. Następnie zszedłem w dół. Ponieważ w kanale była woda, dziewczynka była mokra i oczywiście wystraszona.

- Z relacji, które słyszeliśmy wynika, że wnuczka "Zibiego", choć przerażona, zachowała się bardzo dzielnie.

- Tak było. Uspokoiłem ją trochę, powiedziałem, że wszystko będzie dobrze i że na pewno zaraz ją wydostanę. Ktoś wtedy zrzucił nam linę. Nie wiem, skąd ją wzięli, nie pytałem o to, ale była. Najpierw próbowaliśmy więc wyciągnąć Giulię w ten sposób, ale niestety rączki się jej ślizgały, poza tym to małe dziecko i nie miała siły się wspiąć. Wziąłem ją więc na ręce i postawiłem na moich ramionach. Wytłumaczyłem jej, co ma zrobić, aby się wydostać. Wtedy ktoś u góry ją złapał i wciągnął. Giulia jest bardzo żywym, ruchliwym dzieckiem. I między innymi dlatego nie było większych problemów z wydostaniem jej. Choć jej stopy ślizgały się na moich ramionach i może inne dziecko bałoby się wspiąć tak wysoko, na moje barki. Do tego dochodzi stres związany z sytuacją, w której się znalazła. Ale okazała się bardzo odważną dziewczynką.

- Kto jest winien tej skandalicznej sytuacji? Jak to możliwe, że w restauracji dochodzi do takiego wypadku?

- Nie wiem. Nie chcę obarczać winą restauracji, ponieważ nie chadzam do damskiej toalety i nie wiem, jak ten właz, który się zapadł, wyglądał wcześniej. Czy tam był, czy go nie było, jaką miał grubość. Cieszę się, że dobrze się to skończyło i dziewczynce się nic nie stało.

- Miał pan okazję rozmawiać z jej rodziną po tym wszystkim?

- Zadzwonił do mnie sam "Zibi" Boniek i podziękował za uratowanie wnuczki. Rozmawiałem też z rodzicami Giulii. Vincenzo, jej tata, dzwonił do mnie, a z Karoliną, jej mamą, wymieniliśmy parę esemesów. Chcemy zorganizować jakieś spotkanie z Vincenzem i Karoliną, może jakąś kolację. Pana Zbigniewa nigdy nie spotkałem osobiście, ale gdyby do tego doszło, byłby to dla mnie zaszczyt, bo to wielka legenda.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze