- Wróciłem do czegoś, co robiłem w młodszym wieku - mówi z uśmiechem mistrz olimpijski w pchnięciu kulą. - Starałem się namalować tam sylwetkę kulomiota, ale chyba niezbyt jest do mnie podobny.
Majewski wrócił niedawno z treningów w amerykańskim San Diego cięższy o 3 kg.
- Złapałem trochę masy w mięśniach. Dużo trenowałem i sporo jadłem. Ale nie w McDonaldzie, tylko w stołówce, świeżo i zdrowo. Pobiłem kilka rekordów życiowych, choćby 175 kg w zarzucie sztangi albo 260 kg w przysiadzie ze sztangą. Były też rekordy w pchnięciu kulą o nietypowej wadze. Ale przemilczmy to. Poczekajmy na rekord na zawodach.
Mistrz igrzysk w Pekinie spędzi święta wielkanocne na Mazowszu, w rodzinnym Słończewie z własną rodziną i pod Radomiem, u rodziny swojej sympatii Ani.
- A już w środę lecę na kolejne zgrupowanie do Madrytu. Będę tam przerabiał nabytą siłę na efekty w pchaniu kuli - zapowiada.