Piękny uśmiech, naturalny wdzięk, wspaniała figura, a do tego poczucie humoru i inteligencja - taka jest Maja Włoszczowska (25 l.), wicemistrzyni olimpijska w kolarstwie górskim. Dlatego trudno uwierzyć, że ciągle nie ma chłopaka. Panowie, do roboty!
"Super Express": - Dzwonili już z kolorowych pism i z Hollywood z ofertami? Taka ładna dziewczyna i srebrna medalistka olimpijska w widowiskowym sporcie...
Maja Włoszczowska: - Dziękuję za miłe słowa. Jeszcze nie dzwonili. Do Hollywood mi daleko. A kolorowe pisma na pewno się pojawią. Chętnie skorzystam z oferty, bo - jak mówi mój trener Andrzej Piątek - zdobyć medal to jedno, a drugie to odpowiednio go sprzedać. Ale przede wszystkim marzę o odpoczynku.
- Zaraz po powrocie do kraju leci pani do Australii...
- Ale nie na odpoczynek, tylko walczyć w zawodach Pucharu Świata. Potem jeszcze jedne zawody. Na prawdziwy wypoczynek przyjdzie chyba czas w listopadzie.
- Gdzie i jak długo?
- Tego jeszcze nie wiem. Mam nadzieję, że uda mi się wyrwać moją najlepszą przyjaciółkę z Wrocławia. Może jeszcze kogoś.
- Może jakiegoś przystojnego chłopaka...
- Ja w ostatnich latach miałam tylko czas na sport i naukę. Na chłopaka nie miałam czasu. Zresztą... mam już dwóch chłopaków: rower górski i rower szosowy. Mam nadzieję, że znajdę i trzeciego, moją drugą połowę. Ale na razie jej nie ma i dlatego urlop spędzę z przyjaciółką.
- Czy w czasie pobytu w Pekinie był czas na zakupy?
- Oj, nie. I bardzo żałuję, bo podobno można kupić fajne rzeczy. Ale mam już pamiątkę stąd - srebrny medal olimpijski.
- Myślała pani o tym, co zrobić z nagrodą za ten medal?
- Część z nagrody pójdzie dla ekipy. To ma być dla nich niespodzianka. A część przeznaczę na końcówkę remontu strychu, który adaptuję na mieszkanie.
- Gdzie jest ten strych?
- W naszym domu w Jeleniej Górze, mieszka w nim cała rodzina: tata, mama, brat. Mam nadzieję, że sprowadzą się też dziadkowie. Ta nagroda spadła mi jak z nieba, bo już zastanawiałam się, skąd pożyczyć pieniądze na ten remont.
- Jest srebrny medal. Spełnione marzenie. Jakie następne?
- Zdobyć złoty medal olimpijski. Rozmawiałam z mamą i stwierdziła, że może to i dobrze, że medal jest srebrny, bo teraz będę miała za cel zdobycie złotego.
- A marzenie niesportowe?
- Nie chcę o nim mówić. Wiadomo, każdy chce sobie jakoś życie układać. Ja ostatnio nie miałam na to czasu. Było tylko mnóstwo wyrzeczeń.
- Słyszałem, że z mamą założyła pani firmę odzieżową Quest. Do pani należy testowanie ubiorów i reklama...
- Tak, cała polska ekipa olimpijska jechała tu w kostiumach Questa. Trochę zmodyfikowanych. Założyliśmy, że zawsze na koszulce jest czerwony pas, ale spodenki zostały trochę zmienione.
- Jak się rozwija firma, ile osób zatrudniacie?
- Rozwija się super. Ale to bardziej firma mamy. Ja w niej pełnię rolę bardziej wizerunkowo-marketingową. W domu bowiem bywam rzadko, w firmie też. Niewiele mogę pomóc.
- Szyjecie w Chinach?
- Nie. Wiem, że robią tak niektórzy konkurenci, ale my nie, bo stawiamy na jakość. Na pewno niewiele odbiegamy pod tym względem od najlepszych w Europie włoskich firm produkujących sprzęt kolarski. A zatrudniamy kilkadziesiąt osób. Dużo eksportujemy do Szwajcarii, do Francji, Niemiec, Luksemburga, na Ukrainę, Łotwę... Cała Polska jeździ w Quescie, jest plan rozwoju, stworzenia z Questa marki globalnej.
- Podobno pani mechanik "odchudził" przed wyścigiem rower o prawie kilogram. To miało duże znaczenie?
- Tak. Były duże strome podjazdy i im mniej waży rower i zawodnik, tym lepiej. Kilogram to bardzo dużo, czuje się to podczas jazdy. Mamy najlepszego mechanika na świecie Grzegorza Dziadowca. Robi cuda z rowerem, wymienia śrubki, modyfikuje... To ważne, tak jak w Formule 1.
- Pani też się odchudzała przed sezonem jak Kubica?
- Oczywiście. Dopiero teraz po starcie pozwoliłam sobie na kawałek pizzy i lody. Mam słabość do czekolady z orzechami, ale staram się omijać ją z daleka, bo na tabliczce by się nie skończyło. Zazdroszczę trenerowi jak je żurek, placki ziemniaczane. Tego już mi totalnie nie wolno.
- Ile kilogramów waży pani teraz, a ile będzie po urlopie?
- Teraz 52 kilo, przy wzroście 170. Po urlopie nie jest powiedziane, że będzie dużo więcej. Chociaż, może w tym roku sobie poluzuję i będę ważyć 2-3 kilo więcej. Ale staram się nie przekraczać 55, bo wiem, że potem trudno jest zrzucić nadwagę.