Miliarderzy i biedacy

2008-08-27 17:38

Mistrzyni olimpijska we florecie Valentina Vezzali wracała z Pekinu do Rzymu na miejscu economy-class. W klasie biznesowej byłoby wygodniej, ale włoskiej sportsmence się nie przelewa. Komitet olimpijski Italii okazał się wyjątkowo skąpy.

Wprawdzie przyznał za zloty medal premię w wysokości 140 tysięcy euro, ale od razu zgosił się włoski fiskus, który na połowie nagrody położył łapę. Jeśli ktoś zazdrości Włochom, to tylko Niemcy, którym za złoto płacą 15 000 euro, za srebro 10 000, a za brąz 7 500.

Najhojniejsi dla olimpijczyków okazali się Grecy. Każdy złoty medalista otrzymuje 190 000 euro i cały szereg przywilejów. M. in. zawodnicy podlegający służbie wojskowej są awansowani na stopnie oficerskie.

Szczodrze swych sportowców potraktowały Chiny. Wprawdzie oficjalne premie są niskie - zaledwie 35 000 euro, lecz wartość nabywcza tej kwoty jest wielokrotnie wyższa niż poza Chinami. I na tym się nie kończy.

Chińskie prowincje zobowiązały się każdemu z 51 mistrzów postawić samodzielny dom jednorodzinny, a jeden z browarów dopłaca zwycięzcom po 100 000 euro. Sypią się też na nich gratyfikacje z innych źródeł. Mistrz w strzelectwie Qiu Jian przyznał, że nagrody za medal pozwoliły mu spłacić hipotekę o wartości 230 000 euro.

A kto zarobił najwięcej?  W sensie nominalnym z pewnością Indonezyjczycy. Mistrzowie badmintona Hendra Sewatian i Markis Kido otrzymali po 1 miliardzie rupii - 74 000 euro, ale brzmi o wiele lepiej.

Najnowsze