- Jestem przeszczęśliwy. Ale najważniejsze, że mamy dwa miejsca na podium. Z Marcinem łączą mnie serdeczne stosunki i czasami lubimy zamieniać się miejscami - śmieje się Adam Kszczot (23 l.).
Lewandowski jeździł zimą do Kenii, by trenować na wysokości ponad 2000 metrów. Kszczot nie chce tego ryzykować. - Treningi w Kenii mogłyby mieć niewiadomy skutek - zastrzega. - Muszę najpierw oswoić się z wysokością 1300-1800 metrów, a potem dopiero wchodzić wyżej.
Przeczytaj koniecznie: Lekkoatletyka: Trzy rekordy Anny Rogowskiej w jednym skoku
Kszczot nie ma natomiast kompleksu czarnoskórych rywali, którzy dominują w lekkoatletycznych biegach. - Nie ma znaczenia, czy skóra jest biała czy czarna, jakie są geny. Ważniejsze jest przygotowanie Afrykanów, ich ciężkie treningi. Można z nimi jednak wygrywać, co udowodnił choćby mistrz olimpijski (2004) Rosjanin Borzakowski.
Kszczot mieszka i studiuje na politechnice w Łodzi, pochodzi jednak z małej miejscowości Konstantynów w Łódzkiem, gdzie rodzice mają gospodarstwo rolne. - W przeszłości pomagałem rodzicom, ale po raz ostatni zdarzyło się to bodaj dwa lata temu, przy zwózce siana. Teraz nie mam na to czasu - mówi.
Jego trudne nazwisko było wielokrotnie przekręcane, za granicą i nawet w kraju. - W Paryżu spiker wymawiał je już prawidłowo - mówi z satysfakcją złoty medalista. - Ale niektórzy w lekkoatletycznym światku wciąż łamią sobie na nim zęby, raczej mówią "Adam z Polski".