- Odczuwam tę agresję jak najazd na własną ojczyznę, na której się urodziłem, a Putina za terrorystę - deklaruje znakomity sportowiec. - Nigdy nie miałem sympatii do tamtego reżimu. Jako dziecko zastanawiałem się w roku 1980, po co ZSRR wchodzi do Afganistanu, obcego kraju. Moi rodzice w trakcie wojny światowej zostali wywiezieni na Syberię (wrócili po 20 latach - red.). A teraz w pierwszym dniu agresji wybuchły pociski w miejscowości Kamionka Bużańska niszcząc obiekt wojskowy. To zaledwie 15 kilometrów od miejsca, gdzie się urodziłem i gdzie mieszka do dzisiaj mój ojciec.
Krewni mistrza świata przedostali się do Polski.
- Dziękuję polskim władzom, że wpuściły moich krewnych bez paszportów. Teściowa i siostrzenice dotarły do mnie, a pozostałym schronienie dały inne polskie rodziny. Im także jestem wdzięczny.
Chociaż rosyjscy sportowcy nie są winni najazdu, powinni ponieść jego konsekwencje. Tym bardziej, że jakby nie rozumieją, co się stało.
- Należy wykluczyć Rosję z rywalizacji międzynarodowej - uważa Michał Śliwiński. - Ja sam już od pewnego czasu bojkotowałem wyjazdy do Rosji. Teraz natomiast zdumieli mnie znajomi, dawni rosyjscy sportowcy, z którymi na przykład dzieliłem pokoje podczas zawodów. Dotąd mnie wspierali, a teraz umieścili wpisy na Facebooku w duchu „najechaliśmy was, ale pozostańmy razem”.
Rodzina Michała Śliwińskiego czynnie broni swojego kraju. Dwaj bracia są powołani do ukraińskiego wojska, Jeden z nich jest oficerem rezerwy.
- Wiem, że Ukraińcy nie poddadzą się i będą walczyć do końca. Ludzie na Ukrainie już nie są ci sami, co trzydzieści lat temu. Zwłaszcza młodzież poczuła we krwi europejskość. I gdyby nawet doszło do okupacji, to nie utrzymałaby się długo – twierdzi zdobywca całego worka medali, w tym dziesięciu krążków MŚ i ME dla reprezentacji Polski.