Jorge Santiago (30 l.) ma powody, żeby obawiać się starcia z urodzonym w Groznym reprezentantem Polski. Kiedy spotkali się poprzednio, w listopadzie, Chalidow znokautował go już w pierwszej rundzie. Teraz Brazylijczyk zażądał rewanżu, a na szali położył swój prestiżowy pas mistrza świata federacji Sengoku.
Patrz też: Mamed Chalidow poleciał po pas
- Ponoć Santiago mówi, że mnie udusi. Czy to znaczy, że tak mnie lubi? - uśmiecha się pochodzący z Czeczenii Chalidow. - A co on może powiedzieć? Przegrał pierwszą walkę, więc teraz musi mówić, że wygra. Niech gada, co chce, ale ja mam inny plan. A zła wiadomość dla mistrza jest taka, że jestem w dużo lepszej formie niż w czasie naszego pierwszego pojedynku.
Chalidow spędził w samolocie do Tokio prawie 18 godzin, już na lotnisku udzielił kilkunastu wywiadów. Do hotelu dotarł około godz. 16 lokalnego czasu, jednak mimo zmęczenia zmianą czasu nie położył się spać.
- To najlepszy sposób, by się szybko zaaklimatyzować. Położyłem się dopiero wieczorem i spałem 14 godzin. Teraz jestem jak nowo narodzony, gotowy do walki - mówi Mamed, pierwszy w historii reprezentant Polski, który walczy o tak prestiżowy pas. - Wiem, co zrobić, żeby wygrać. Zrobię wszystko, by do Polski wrócić z pasem mistrza świata.