Gruchała, daj sobie spokój!
Strasznie wkurzyło mnie zachowanie Sylwii Gruchały. I nawet nie chodzi mi o to, że przegrała swoją szansę już w pierwszej walce. Jeszcze gorsze było moim zdaniem to, co zrobiła, a raczej powiedziała, chwilę później.
- Nie ma już we mnie tego walczaka co kiedyś. Jestem już dojrzałą 27-letnią kobietą. Mam plany, marzenia. Może zrobię sobie przerwę od szermierki, a może jednak nie... - rzuciła po swojej porażce. Uważam, że z takim podejściem nie ma już czego szukać w sporcie. Emeryturę olimpijską już sobie zapewniła (za wcześniejszy medal), więc niech da spokój sobie i nam. Sama przyznała niedawno na łamach "Super Expressu", że kusi ją co innego, na przykład wzięcie udziału w "Tańcu z gwiazdami". Jej pasja do szermierki wygasa, a sport bez pasji nie ma sensu. Trenować i startować, tylko po to, żeby przedłużać sobie stypendium? Gruchała nie musi tego robić. Ma wystarczająco dużo atutów, aby poradzić sobie poza sportową halą. I niech jej się tam wiedzie jak najlepiej.
Piotr Koźmiński
Obrona Sylwii
Nie wierzę Sylwii Gruchale, kiedy po klęsce w Pekinie mówi, że zabrakło jej motywacji, że poległa, bo rywalka była bardziej głodna zwycięstw. Kiedy rozmawiałem z nią tuż przed odlotem do Chin, była pełna entuzjazmu, przekonana, że choć ostatnio nie szło jej najlepiej, to znów pokaże, że stać ją na wiele.
A teraz? Gdy wielkie marzenia nagle legną w gruzach, a cztery lata ciężkich treningów i wyrzeczeń w ciągu kilku minut pójdą na marne, przychodzi rozgoryczenie i łatwo o takie słowa, jak te o zmęczeniu sportem i niechęci do dalszej rywalizacji.
Na pewno żaden ze sportowców występujących w igrzyskach nie ma gdzieś, czy wygra czy nie. Starają się wszyscy, ale zawsze musi być zwycięzca i przegrany. I choć strasznie przykro że Sylwii nie udało się tak, jak innym naszym olimpijczykom, nie zmieniajmy sympatii do niej w pogardę tylko dlatego, że nie wywalczyła upragnionego medalu.
Zresztą przecież nie wszystko stracone. Sylwia już wiele razy (choćby w ostatnich mistrzostwach świata) potrafiła klęskę w turnieju indywidualnym obrócić w sukces w rywalizacji drużynowej. Jestem przekonany, że teraz będzie tak samo. I ciekawe czy wtedy, gdy prowadzone przez znów świetną Gruchałę polskie florecistki wywalczą medal, ci "eksperci", którzy teraz wieszają na niej psy, będą klaskać i mówić, że cały czas w nią wierzyli.
Michał Chojecki