- To, co teraz mówi, to kompletna bzdura - burzy się siatkarka. - Jak przeczytałam jego wypowiedź, nie wierzyłam. Przecież przed kwalifikacyjnym turniejem do igrzyska w Halle potraktował mnie jak gówniarę. Jestem dwukrotną złotą medalistką mistrzostw Europy, dałam tej reprezentacji wszystko. A on co? W jego oczach przegrałam rywalizację z dziewczynami, które - z całym szacunkiem - pchały wózek z piłkami lub dresami. Do tej pory nie wiem, na jakiej zasadzie wybierał dwunastkę turniejową. Chyba kierował się tylko statystykami prowadzonymi podczas treningów. Od razu widać, że nigdy nie grał w siatkówkę.
- Co pani czuła oglądając igrzyska w telewizji?
- Widziałam ceremonię otwarcia i płakałam. Przeżywałam mecze naszej drużyny. Bardzo chciałam tam jechać. I mówienie Bonitty, że żałuje, iż mnie nie zabrał, że nie miał ze mną kontaktu jest jeszcze bardziej bolesne. Przecież miał telefon i w każdej chwili mógł zadzwonić. Wiem, że pomogłabym drużynie. I nawet gdybyśmy tam nie zaszły dalej, to na pewno nie dopuściłabym do konfliktu w reprezentacji. A niestety do tego tam dochodziło. Szkoda, że nasz zespół pojechał tam po to, by zaznaczyć swoją obecność, a nie po to, by wygrywać. Na igrzyskach trzeba walczyć o medale.
- Pogodzi się pani z Bonittą?
- Gdy spotkam go we Włoszech, nie podam mu ręki. Mówi, że go obraziłam. Przed turniejem w Halle powiedziałam o nim to, co mówią wszyscy. A przecież nie tylko ja mogę mieć do niego pretensje. Pytanie, co z Joasią Mirek i Izą Bełcik? Dlaczego tych dziewczyn nie powołał do reprezentacji? One zasłużyły, by jechać na igrzyska.