Kusznierewicz: Nie rozbiorę się dla kasy

2009-04-10 9:00

Dosyć tracenia czasu na lądzie. Po kilku miesiącach przerwy mistrz świata Mateusz Kusznierewicz (34 l.) wraca na żeglarskie akweny. - Straciłem głównego sponsora, budżet mam za mały, ale nie rozbiorę się dla pieniędzy - zarzeka się.

"Super Express": - Ma pan wciąż zadrę w sercu po nieudanym starcie w igrzyskach w Pekinie? (4. miejsce w klasie Star wraz z Dominikiem Życkim).

Mateusz Kusznierewicz: - Nie mam w sobie takich emocji, zapomniałem już o tym, że nie zdobyłem medalu i to przykre, że "Super Express" mi o tym przypomniał (śmiech). Nie bawię się w odkuwanie się za porażki, biorę to, co przede mną. Wraz z Dominikiem uwielbiamy żeglować, a smaczek rywalizacji wiąże się z niepewnością, czy będzie sukces czy porażka. Zapewniam, że to nie z powodu niepowodzenia w Chinach podjęliśmy wyzwanie Londyn 2012. Zawsze pociągało mnie żeglowanie w igrzyskach.

- Ale snuł pan też inne pomysły na najbliższe lata…

- Myślałem o cyklu regat na jachtach pełnomorskich z większą załogą, na co potrzebowałbym dwóch milionów złotych rocznie. Takich pieniędzy nie znalazłem. Myślałem o miejscu w jakiejś ekipie Pucharu Ameryki, ale najbliższa rywalizacja rozegra się pomiędzy zaledwie dwiema ekipami i miejsca dla mnie nie ma. Ale skoro jesteśmy mistrzami świata i to młodymi, to byłoby głupio porzucać klasę Star.

- Nie czuje pan więc żalu?

- Nie, nie czuję. Mam tylko wrażenie, że przestałem się rozwijać. Ale nic więcej nie dało się teraz zrobić. Kryzys ekonomiczny dotknął także żeglarstwo. Nie znalazłem firmy, która zastąpiłaby Erę - głównego sponsora naszej załogi, który się wycofał. Nie udało się, chociaż przygotowałem lepszą i tańszą niż dotąd ofertę marketingową. Od Polskiego Związku Żeglarskiego mamy prawie 400 tysięcy złotych na rok, od innych sponsorów - 200 tysięcy. Potrzebujemy blisko drugie tyle, by skutecznie walczyć z czołówką światową. Ale nie musi to być od razu. Kluczowym rokiem będzie 2011.

- Może należało sprowokować sponsorów rozebraniem się do naga niczym francuski tyczkarz Mesnil?

- Tak, to był niezły numer. Zdarzają się tacy desperaci. Ale ja nie mam takich zapędów i ani mi to w głowie. Nie rozbiorę się dla pieniędzy.

- Więc kiedy w ubraniu wskakujecie z Dominikiem do łódki?

- W najbliższych dniach przejdzie ona remont i obmyślone przeze mnie modyfikacje, które powinny poprawić jej prędkość. A na wodę zejdziemy w połowie maja.

Najnowsze