- Tak wielkiego okrętu jeszcze nie widziałem - przyznaje kulomiot. - Choć trochę mnie rozczarował. Od zewnątrz wielki, ale w środku jakoś ciasno. Ledwo się przeciskałem przez korytarze, ciągle musiałem się schylać, by się w głowę nie uderzyć - śmieje się mierzący 204 cm sportowiec. - Potem oglądaliśmy łódź podwodną, gdzie było jeszcze ciaśniej. Marynarzem to ja nie mógłbym zostać.
Majewskiemu bardzo podoba się w San Diego.
- Jest pięknie! - zachwyca się. - Szkoda tylko, że jest za zimno, żebym się w oceanie mógł popluskać. Ogólnie bardzo mi się tu podoba, tylko brakuje mi polskiego chleba, bo ten w Stanach jest jakiś dziwny, jakby z gąbki. Nie tykam tego świństwa - denerwuje się Majewski, który jest jednak pod ogromnym wrażeniem ośrodka, w którym trenuje. - Spotkałem się tu z bardzo ciekawymi nowinkami elektronicznymi. Na przykład kamery filmujące trening i pokazujące film z opóźnieniem. Dzięki temu na żywo mogę śledzić, jakie popełniłem błędy.