- Nie jestem jeszcze obiegany na tych wyższych płotkach. Instynktownie staram się pokonać je szybciej i niżej, a przez to częściej trącam przeszkody. Na dodatek w lutym doznałem kontuzji mięśnia dwugłowego uda. W tej sytuacji piąte miejsce na igrzyskach nie jest złe - mówi Artur Noga (20 l.), najszybszy biały płotkarz świata.
SE: - Kibice nie spodziewali się, że Noga tak świetnie "podaje" w tym roku...
- Rzadko słyszę to powiedzenie, ale nie mam nic przeciwko niemu. Cóż, odrobina talentu i dużo solidnej, wytrwałej pracy. Czasem na treningach naprawdę czuję, że noga "podaje" i że dostaję wielkiego "kopa". Potrafię również zmobilizować się na wielkich zawodach, bo lubię pełne trybuny. Nie mam kompleksów czarnej skóry ani skośnych oczu. Trenuję, by być najlepszym. Polak też potrafi.
- Wydaje się pan nieco nieśmiały...
- Jestem raczej otwarty, łatwo zawieram znajomości i potrafię bardzo dużo mówić... kiedy tego chcę.
- Jakie dziewczyny lubi taki wieżowiec?
- Wzrost nie ma znaczenia. A moja dziewczyna, Kasia, mierzy 170 centymetrów (o 26 cm mniej niż on - przyp. red.).
- Na co dzień pana postura nie sprawia panu kłopotów?
- Z ubraniem i butami nie miałem nigdy problemów, nie uderzyłem też głową o framugę. Tylko w starym kinie w Raciborzu, gdy chodziłem do niego ze szkolną klasą, koledzy śmiali się, że ciężko będzie coś zobaczyć, bo znowu przyszedł Noga.
- Jak zaaklimatyzował się w Warszawie chłopak z Raciborza?
- Warunki treningu i odnowy są tu nieporównywalnie lepsze. Ale nie odpowiada mi warszawski tłok i ogromne tempo życia. Moje życie jest jednak dosyć spokojne, bo udaje mi się utrzymać dystans do tego wszystkiego.