- Czy po tym, co zaprezentowaliście w ostatnim secie meczu z Włochami, można jeszcze coś poprawić w waszej grze?
- Pewnie, że tak. Mam nadzieję, że to nie był nasz najlepszy mecz w karierze i stać nas na dużo lepszą grę. Wiadomo, że mecze otwarcia są bardzo nerwowe i tak też było teraz. W tym pierwszym secie było bardzo dużo nerwów, mimo, że rozpoczęliśmy od prowadzenia kilkoma punktami, później Włosi złapali swój rytm, doszli nas, a my w tych nerwach przegraliśmy tego seta trochę na własne życzenie. Cieszę się, że wytrzymaliśmy tą presję, opanowaliśmy nerwy i znów zagraliśmy dobrą siatkówkę. Pokazaliśmy swój charakter. I w tym czwartym secie, gdy prowadziliśmy wysoko, zachowaliśmy koncentrację do samego końca. W pewnym momencie Włosi pękli, widać było po nich, że pogodzili się z tym, że z nami nie wygramy, ale cały czas na nich naciskaliśmy.
- To wy po pierwszym secie zaczęliście grać lepiej czy też Włosi trochę spuścili z tonu?
- W pierwszym secie pogonili nas mocną zagrywką, ale z doświadczenia wiem, że nie da się przez dwie godziny posyłać takich celnych bomb z prędkością 120 km/godz. W pierwszym secie im to wychodziło, ale później nasi przyjmujący sobie z tymi bombami zaczęli radzić. I chwała im za to, bo czas na reakcję to przy takich serwach ułamki sekund.
- Czuliście wsparcie polskich kibiców? W tej biało-czerwonej, wypełnionej rodakami hali, można było poczuć się jak w domu.
- Tak, atmosfera była wspaniała. Bardzo fajnie, że nasi kibice dopisali, ale powiem nieskromnie, że przyzwyczaili nas już do tego, bo wszystko jedno gdzie gramy, zawsze nas wspierają, a ten głośny doping dodaje nam skrzydeł.
- Skoro rozbiliście Włochów, teoretycznie najmocniejszych rywali w grupie, to teraz aż do ćwierćfinału powinno być z górki...
- Zdecydowanie nie. To było dopiero pierwsze spotkanie, musimy rozegrać w grupie jeszcze cztery mecze i nikogo nie możemy zlekceważyć, bo z wysokiego konia boleśnie się spada, a siatkówka to taki sport, że łatwo jest takich, którzy chodzą w chmurach, sprowadzić na ziemię. Dlatego myślimy już o wtorkowym starciu z Bułgarami, będziemy się koncentrować, żeby zagrać jeszcze lepiej. Fajnie, że wygraliśmy i odskoczyliśmy Włochom na trzy punkty, ale trzeba już o tym zapomnieć, to już było.
- I wy i Bułgarzy macie pewnie w pamięci mecz w Sofii w finale Ligi Światowej. Zmiażdżyliście ich wtedy 3:0 w ich własnym domu. To będzie miało wpływ na to co się będzie działo we wtorek na boisku?
- Myślę, że nie. Będzie to zupełnie inne spotkanie. Tamten mecz to były straszne nerwy, walczyliśmy głównie ze sobą, a oni też byli pod dużą presją. Również czas, w którym będziemy rozgrywali mecz, może mieć znaczenie (12.30 czasu polskiego, red.). Mam nadzieję, że nie wpłynie to na naszą grę. Spodziewam się ciężkiego spotkania, musimy być skoncentrowani i zagrać tak jak z Włochami, albo nawet jeszcze lepiej.
- Bułgarska reprezentacja targana jest konfliktami, wiele gwiazd zrezygnowało z gry...
- W ogóle nie interesują mnie ich kłopoty, niech oni się nimi martwią. My wyjdziemy na to spotkanie tak, jakby to był finał. Tylko z takim podejściem możemy wygrywać.
- Podobało wam się na ceremonii otwarcia?
- Tak, ale powiem szczerze, że było do męczące. Spędziliśmy trzy godziny na nogach, nawet nie było gdzie usiąść i potem na treningu trochę czuliśmy w nogach tę defiladę. Jeśli będę miał kiedyś okazję pojechać na igrzyska, to sobie tę ceremonię odpuszczę, bo nie pomaga to w graniu. Jak ktoś jest pierwszy raz, to warto to zobaczyć, ale raz wystarczy.
- Z byłym kolegą z klubu Michałem Łasko (mająca polskiej korzenie gwiazda reprezentacji Italii, red.) pogadaliście sobie przed meczem albo po?
- Nie. Przywitaliśmy się parę razy w wiosce olimpijskiej, ale nie było wymiany czułości.
- Po tej klęsce będzie cię pewnie unikał.
- Nie, dlaczego? Włosi też zagrali dobre spotkanie i mogli zejść z boiska z podniesionymi czołami. Tym bardziej, że nie przegrali z byle kim.
POLSKA - BUŁGARIA. Zbigniew Bartman: Cały czas naciskaliśmy Włochów, aż pękli, teraz czas na Bułgarów
- Fajnie, że wygraliśmy i odskoczyliśmy Włochom na trzy punkty, ale trzeba już o tym zapomnieć, to już było. Myślimy już teraz o wtorkowym starciu z Bułgarami, zagramy z nimi tak, jakby to był finał - mówi po zwycięstwie 3:1 (21:25, 25:20, 25:23, 25:14) z Italią Zbigniew Bartman (25 l.), atakujący siatkarskiej reprezentacji Polski.