Polski Rocky Balboa

2008-09-16 4:00

Panie Sylvesterze Stallone. Niech pan przyjeżdża do Polski. Znajdzie pan tu gotowy scenariusz filmowy na "Rocky VII". Nie musi pan robić żadnych retuszy. Bo tego, co przeszedł Rafał Jackiewicz (30 l.), nie wymyśliłby nawet najbardziej zwariowany skryba w Hollywood.

Pierwszy ringowy występ i... porażka. Potem zwycięstwa przeplatane z porażkami. W "antrakcie" dostaje nożem w serce na dyskotece. Lekarze stwierdzają, że gdyby wtedy pomoc nadeszła 2 minuty później, już od 6 lat by nie żył.

Praca bramkarza w klubach, ringowe występy w kick-boksie. Żeby dorobić kilka złotych, zatrudnia się jako sparringpartner mistrza świata Kotaya. Okazuje się, że ma talent do boksu i dostaje od polskiego "Dona Kinga" propozycję przejścia na zawodowstwo. Po kilku latach ringowych bijatyk sensacyjnie zdobywa mistrzostwo Europy. Zwycięża Murzyna groźniejszego niż Antonio Tarver.

A potem... oświadcza się w ringu narzeczonej "Mrówce". Zaręczynowy pierścionek, kamery telewizyjne. Komentując pojedynek Jackiewicz - Bonsu w telewizji dwukrotny mistrz olimpijski w boksie, twardziel nad twardzielami, Jerzy Kulej płacze ze wzruszenia.

Czy jeszcze czegoś, panie Stallone, w tym scenariuszu brakuje? Nie ma sprawy, nie trzeba fantazjować. Może być o potwornie silnym lewym sierpowym Bonsu, po którym biceps Jackiewicza (przydomek "Waleczne Serce") napuchł jak bania. Może być o niszycielskim sierpie w wątrobę, po którym odbiera odech, ale trzeba się uśmiechać, żeby rywal nie dowiedział się o kryzysie... Może być jeszcze o przedszkolu, które "Polski Rocky Balboa" wspólnie z "Mrówą" (czyli Martą) założyli w Mińsku...

Zresztą, co ja panu opowiadam. Niech pan sam przyjedzie i się przekona. Na pewno Pan nie pożałuję. Kolejny Oscar za "Rocky'ego" ma pan pewny...

Najnowsze